środa, 24 października 2012

Odszedł Bard Podziemia, czyli Epitafium... nie dla Sergieja Jesienina

W sobotę 20 października 2012 r. w wieku 61 lat pożegnał się z nami Przemysław Gintrowski.
Wspaniały Śpiewak, Kompozytor, wykładowca Warszawskiej Szkoły Filmowej. Człowiek, który przez muzykę nadawał nowych treści poezji m. in. Z. Herberta, T. Jastruna, K. M. Sieniawskiego i własnym kompozycjom. W 2006 roku za swą twórczość i swoją postawę, działalność odznaczony został Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Wiele polskich filmów zawdzięcza mu unikalną ścieżkę dźwiękową. Od komediowych "Zmienników" czy "13 Posterunku" do poważniejszych, takich jak np. "Matka Królów", "Tato" czy "Człowiek z żelaza".
Debiutował w 1976 roku w Warszawie na przeglądzie w Riwierze piosenką "Epitafium dla Sergiusza Jesienina". Kilka lat później, w 1979 roku, wspólnie z J. Kaczmarskim i Z. Łapińskim stworzyli trio i przygotowali program poetycki Mury. Tytułowa piosenka oparta na słowach hiszpańskiego pieśniarza Lluisa Llacha została wkrótce uznana za "hymn" nowopowstałego związku "Solidarność".


Podczas stanu wojennego koncertował głównie po domach, jak zresztą w tym czasie większość twórców tzw. "drugiego obiegu". Również pomieszczenia parafialne i Muzeum Archidiecezji Warszawskiej stały przed Nim otworem. Kasety z Jego nagraniami i te, na których był współwykonawcą krążyły między znajomymi, niemal do całkowitego zdarcia. Gdy już naprawdę niewiele można było z nich odsłuchać.
Zawsze uważał, że otrzymał od Stwórcy "tylko" odrobinę talentu. Ale ta odrobina była taka wielka, że potrafił swoimi tekstami w odpowiedniej chwili wzruszyć, rozśmieszyć, przywołać do zastanowienia... Poezja przybrana Jego muzyką nabierała innego wyrazu. Czy lepszego? Nie wiem. Innego na pewno. Moim zdaniem jednak bogatszego.

Nie ma Go już wśród nas
Lecz zostawił po sobie tak wiele, że można (i trzeba) z tego czerpać garściami.
Niestety, przypuszczam, że jak zwykle nie będziemy umieli tej Twórczości wykorzystać.
Do czego? Chociażby do zrozumienia chociażby drugiego człowieka, czy wreszcie samych siebie.
Często tego nie wykorzystujemy. A szkoda...

Przemku, pozostań głęboko w naszej Pamięci. Tylko ona już nam została.
I te setki, tysiące minut Nagrań Tego Co nam Przekazywałeś...
Już nawet nie mogę za nie podziękować. Ale dziękuję.

PS a ode mnie jeszcze ostatni koncert Gintrowskiego z lutego 2012 roku. R


4 komentarze:

  1. Gdy Leszek zadzwonił do mnie z pytaniem czy może wrzucić notkę na temat Gintrowskiego, powiedziałem od razu - pewnie! Mnie też bardzo zasmuciło Jego odejście. Zdałem sobie sprawę, że w domu nie mam ani jednej Jego płyty, ale przecież mam tyle wspomnień - część tych piosenek śpiewaliśmy jeszcze w liceum. Niepowtarzalny głos, niepowtarzalna wrażliwość. Gdyby wybierać Jego utwory do jakiegoś Best of - to zebrałoby się pewnie dla mnie kilka godzin muzyki - już sama twórczość Herberta w Jego wykonaniu powala.
    Na wieść o Jego śmierci na fajsbookowym profilu notatnika wrzuciłem kawałek, który nieodmiennie się z Nim będzie kojarzył - Modlitwę o wschodzie słońca. Dziś nie miałem wątpliwości - co z tego, że notka nie będzie poświęcona konkretnemu tytułowi. Na pewno nie jest zmarnowana. Dziękuję Leszku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Doskonała notka.To był do ktoś, kto się nie zadawał z elitami.
    Nie zdradził idei solidarności.)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za ciepłe słowa, ale gdyby nie On to i ja bym nic nie napisał...
    Mogę jeszcze dodać, że na mnie zawsze największe wrażenie robiły teksty wzbudzające do refleksji, w tym - zamieszczony powyżej "Śmiech". Był to tekst, który odsłuchałem jako pierwszy, gdy dowiedziałem się, że ten Człowiek od nas odszedł...
    Czym innym była poezja śpiewana. Na mnie chyba największe wrażenie zrobił zestaw zebrany na płycie "Odpowiedź" (2000) do słów Z. Herberta z tytułową "Odpowiedzią" i "Prośbą" na czele.
    Zupełnie inaczej dzisiaj dostrzegam też tekst "Kołatki", którą jako pierwszą piosenkę na płycie śpiewa Przemek, a jako ostatnią - Marysia Gintrowska. Dziś widzę to jako swoistą "klamrę" spinającą całość - i nie tylko zawartą na tej płycie.
    Myślę, że jeszcze długo będziemy mogli odkrywać w Jego tekstach i muzyce nowe treści. Obyśmy tylko chcieli to robić... Mam nadzieję, że sił i chęci nam nie zabraknie.

    PS. W poprzednim poście był "drobny" błąd... Skorygowałem go...

    OdpowiedzUsuń