środa, 24 października 2012

Fotograf wojenny, czyli głos, którego inaczej by nie mieli

Na ten film już od dawna miałem chrapkę - tzw. gustomierz na Filmwebie wyświetla mi go zawsze w rekomendowanych i oto wreszcie się udało go znaleźć. I przyznam, że wciąż jeszcze mam gulę w gardle. Wstrząsające zdjęcia, mądre komentarze, ciekawa postać i sporo pytań, które przed nami film stawia. Czego więcej chcieć od dokumentu? Po prostu świetny obraz i polecam do obejrzenia każdemu. Nie zważając na drastyczność i poruszający charakter niektórych zdjęć, a może właśnie ze względu na to, że one takie są.  
Film poświęcony jest prezentacji sylwetki jednego z najbardziej znanych fotografów wojennych - James'owi Nachtwey. Kamera towarzyszy mu w trakcie różnych jego misji i prac, mamy sporo wypowiedzi jego znajomych i jego samego i przede wszystkim zdjęcia.  Już one by wystarczyły by przykuć wzrok do ekranu, ale obdarzone dodatkowo komentarzem i powracającym pytaniem: "czemu to robię?", sprawiają, że film jest i do oglądania i do przemyślenia.


Bośnia, Rwanda, Palestyna. Wojny, ich ofiary, rozpacz, ból, umieranie, wściekłość, bezradność. To wszystko możemy dostrzec na tych mistrzowskich fotografiach - jednym ujęciem sprawić, że mówi ono więcej niż 10 nagłówków i relacji. Porusza. Opowiada. Krzyczy. To świadectwo i oskarżenie zarazem. Wyrzut sumienia nie tylko dla sprawców zbrodni, ale i dla nas - widzów, czytelników - nie bądź obojętny, nie odwracaj się! zdaje się krzyczeć do nas Natchwey. Mówi wprost - musimy na to patrzeć i protestować by takie rzeczy się nie działy - jeżeli nie my to kto?

Jednocześnie sporo tu gorzkich słów na temat tego, że wydawcy coraz mniej chętnie zlecają, publikują takie relacje - nie są nimi zainteresowani, bo wolą sprzedawać rzeczy przyjemniejsze, tak by reklamodawca był bardziej zadowolony. Dziwny ten świat...
Sporo tu pytań i komentarzy osób, które zajmują się podobną profesją - o potrzebę adrenaliny, ryzyka, o poszukiwanie sensacji, o misję zawodu. Czy można ograniczyć się do samej relacji - zdjęcia czy filmu? Ilu operatorów czy fotografów jest zdolnych do tego by w pogoni za tematem, porzucają człowieczeństwo nie reagując na zło, a nawet licząc na jego eskalację? Jaka jest granica między byciem świadkiem, a żerowaniem na nieszczęściu...
Główny bohater bardzo dobrze ujmuje to w słowach:

Najgorszą rzeczą dla mnie jest poczucie, iż zarabiam na czyjejś tragedii. Taka myśl mnie prześladuje. Muszę się liczyć z tym, że jeśli kiedykolwiek zastąpię szczere współczucie pogonią za realizacją własnych ambicji, uszczerbek poniesie moja dusza... 
..Jedyna metoda usprawiedliwienia mojej działalności to odczuwanie szacunku wobec cudzego położenia. Dopóki tak się dzieje, jestem akceptowany przez innych i dopóty sam akceptuję siebie.

James Natchwey fotografuje nie tylko wojnę - od lat jego misją jest dokumentowanie biedy na świecie. Publikując swoje fotoreportaże liczy, że choć w niewielkim stopniu obudzi wrażliwość na konkretne ludzkie problemy, coś zmieni w życiu swoich bohaterów. Chyba rzeczywiście jednym z bardziej dla mnie poruszających emocjonalnie fragmentów filmu było towarzyszenie fotografa w życiu rodziny w Indonezji. Ojciec bez ręki i nogi, które stracił pod kołami pociągu, mieszka z żoną i dziećmi na nasypie między torami - tylko tam mogą żyć nie płacąc żadnych opłat za nocleg...
 
Świetne, poruszające, mądre... Brak słów. Zdecydowanie warto obejrzeć i polecać też innym - trochę burzy dobre samopoczucie, ale wychodzenie z obojętności jest czymś bardzo zdrowym...

Film obejrzałem na stronie iplex.pl

2 komentarze:

  1. Nie wiem czy byłabym w stanie oglądać tak poruszające i przygnębiające zdjęcia.
    Wczoraj oglądałam część reportażu o eksmisjach z mieszkań i to już porusza do głębi a co dopiero zdjęcia głodujących gdy świat bogatych i nie tylko jest syty aż przejedzony.
    Na jakim my świecie żyjemy, a zamiast coraz lepiej jest coraz gorzej.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobry dokument. Trudny, specyficzny, ale potrzebny.
    Przepiękne słowa w nim wypowiedziane i prace, które pokazuje James. Jego fotografie to arcydzieła, mimo, że ich tematyka jest owiana tragizmem.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń