sobota, 7 stycznia 2012

Ballady na koniec świata - Siekiera czyli do krainy łagodności

To chyba największe zaskoczenie muzyczne roku - legendarna Siekiera wraca z nowym materiałem. Ci którzy pamiętają legendę punk rocka czy późniejsze zaskoczenie surową, ale wcale nie punkową (raczej zimnofalową) płytą "Nowa Aleksandria" z gęsią skórką pewnie czekali na ten materiał. Co prawda w tej chwili pod tą nazwą kryje się jedynie lider, czyli Tomasz Adamski, ale mimo wszystko ciekawość ogromna.
Płyta nagrywana w domowym studiu, w piwinicy przez człowieka, który od 20 lat trzymał sie z daleka od muzyki, ale poprzez to co wtedy robił nadal jest pewnego rodzaju legendą.
Cholera - szczerze mówiąc po przesłuchaniu mnie zatkało.
Owszem czytałem recenzje, wiedziałem, że Adamski jest poetą i ma w sobie pokłady wrażliwości, która może i nie pasuje do ostrej muzy. Znam też płyty solowe drugiego znanego człowieka z legendarnej Siekiery, czyli Budzyńskiego - też wcale nie ostre, zupełnie inne od tego co robi w innych formacjach. Ale mimo to mnie zatkało. Bo to materiał niczym sprzed 30-40 lat - bliższy Grechucie, jakimś bardom przy ognisku, może lekko zachaczający elektroniką i klimatem np. o 4AD, ale nie ma tym nic z tego czym była Siekiera. Może muszę się wsłuchać w to jeszcze kilka razy, bo na razie wciąż jestem w szoku. Może gdyby wydał to jako projekt solowy szok byłby mniejszy, a tak...
Gitara klasyczna, delikatna perkusja, jakiś flecik, staroświeckie brzmienie klawiszy i wokal niczym z Wolnej Grupy Bukowina (szczególnie żeński). Trzy utwory instrumentalne, pozostałe 6 ma podobne brzmienie z pogranicza folku, poezji śpiewanej, może jedynie "Droga na szczyt" ma najbliższy "Nowej Aleksandrii" chłód i wywołuje podobny niepokój... Wszystko akustyczne, bardzo kameralne i chyba to nie jest tylko efekt ubogich warunków w studiu, ale zamierzone pójście w takim kierunku. Spokojnie większa część płyty świetnie nadawałaby się na podkład do jakiegoś filmu - ma klimat. Choć muzycznie momentami jest bardzo słodko i melodyjnie to już tekstowo niekoniecznie. To rzeczywiście ballady na koniec świata. Mimo na pierwszy rzut oka tej "łagodności" płyta ma w sobie dużą dawkę chłodu i niepokoju. Czyżby Adamski podobnie jak kiedyś Beksiński próbował znaleźć jakieś ujście dla mroku, który w nim siedzi?
Płyta na pewno bardzo osobista i chyba tak by ją należało potraktować. Zapominając tak naprawdę o tym co było 25 lat temu. Wciąż dlatego powraca do mnie pytanie czemu pod tą samą nazwą? Słychać jednak, że Adamski nie boi się iść pod prąd, nie odcina kuponów od sławy i wciąż ma coś do powiedzenia...
Mimo dość ubogiej warstwy muzycznej materiał jest ciekawy i ma klimat. Może gdy zapomnę, że to Siekiera będę potrafił odkryć to w pełni...
Tu więcej o płycie   

A tak Siekiera grała kiedyś:

3 komentarze:

  1. Brakuje tu trochę folku, widocznie Dzwonowi folklor nie leży. A szkoda, bo pod nosem masa folkowych odlotów, jak choćby Malina (który przecież był i w pierwszej i drugiej Siekierze, w drugiej nawet śpiewał niemal wszystkie kawałki, czemu go tutaj brakuje), jeśli już ewoluować, to w podlubelską przestrzeń, a nie w lata 80-te. A Malina nagrał kiedyś fajne demo z Kapawanką (będzie 16-17 lat), były trąbki, ballady, szkoda, że to przepadło. Salam (m)

    OdpowiedzUsuń
  2. NIE GADAJA ZE SOBA OT CO. NAWET MLYNARCZYKA (KLAWISZE)DZWON POGONIL. MI TEN MATERIAL NIE LEZY.Nie ma co naciagac gumki schlebiajc tej plycie. TRAGEDIA MUZYCZNA ROKU 2011

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się w pełni z drugim komentarzem - to faktycznie tragedia pod każdym względem. Wtórność, pretensjonalność, grafomania ("senne niedźwiedzie", "przekwitła bursztynów mowa", "ujrzałem diabła cień" - może to jednak był "orła cień" ?...), głos pasujący bardziej do wsiowego organisty lub wokalisty diskopolowej kapeli weselnej i wyłażący zewsząd banał... Nie mam nic przeciwko podobnym klimatom, lubię od czasu do czasu posłuchać Current 93, czy znacznie wcześniejsze Pearls Before Swine ale między nimi a Adamskim jest różnica klas jak Burdż Chalifa...

    OdpowiedzUsuń