czwartek, 30 czerwca 2011

Prawdziwe męstwo, czyli niewinność i determinacja

Koniec czerwca i mimo ostatnich kłopotów technicznych z blogiem obiecalem sobie, że "wyrobię normę" notatek. Kurcze - pół roku to niezły maraton, ale ja nie mam dość, trochę może wprowadzę porządków do archiwum, może za jakis czas konkurs, ale jestem pełen motywacji, że wakacje nie przeszkodzą mi i w kosztowaniu rzeczy ciekawych i w tym aby sie nimi dzielić. Odwiedzin sporo więc mimo niewielu komentarzy mam nadzieję, że można znaleźć tu coś ciekawego dla siebie :)
A notka na dziś to nadrabianie zaległości z tegorocznych Oscarów. Sam nie wiem czemu tyle odkładałem obejrzenie tego filmu. Może dlatego, że nie przepadam za westernami? A tym razem bracia Coen postanowili nakręcić właśnie coś w tym gatunku. Ale zrobili to trochę po swojemu - nie spodziewajmy się więc przygody, pościgów, strzelanin, super uczciwych szeryfów i tym podobnych schematów, które przychodza nam do głowy. Prawdziwe męstwo najbliżej chyba będzie dramatowi. I podobnie jak w ostatnich filmach tych reżyserów treścią jest nie tylko sama historia ale pokazanie pewnej konfrontacji - jak w świecie bez wartości i zasad zachować swoje morale, jak nie zginąć zbyt szybko, jak sobie radzić w trudnym świecie bez honoru, uczciwości i krztyny miłosierdzia.
Bohaterką filmu jest czternastolatka Mattie Ross (ciekawa rola Hailee Steinfeld), która postanawia odnaleźć mordercę swojego ojca. Przybywa do miasta aby odzyskać pieniądze z dość chybionych inwestycji swego taty i by za nie wynająć najlepszego szeryfa. Ma jeszcze jeden trudny do zrealizowania warunek - chce uczestniczyć w poszukiwaniach i być przy aresztowaniu (lub zastrzeleniu) zbrodniarza. Ale kto sie zgodzi na taką wyprawę na tereny opanowane przez indian i przez bandę rzezimieszków? Nikt jej nie bierze zbyt poważnie mimo, że jej determinacja i rezolutność mogą wprawić niejednego w zakłopotanie. Wreszcie przekonuje do zlecenia dość kontrowersyjnego szeryfa słynącego ze "skuteczności" czyli liczby zastrzelonych bandytów (proces sądowy gdzie składa wyjaśnienia to mini perełka). Reuben J. Cogburn (kapitalny Jeff Bridges) to gbur i pijak, ale mimo swego wieku i dość oryginalnych metod wciąż jest skuteczny. I jak się okazuje najwyraźniej ma słabość do dziewczyny. Ona też radzi sobie nadzwyczaj dobrze ze wszelkimi niedogodnościami choć wciąż musi pilnować aby ani Cogburn ani ranger z Teksasu LaBoeuf (Matt Damon), który do nich dołącza  (również poszukujący tego samego człowieka ale za inne przestępstwo) nie zapomnieli o tym, iż sprawiedliwość ma się dokonać właśnie za ten konkretny czyn i najlepiej jej rękoma.
Wiara w sprawiedliwość, nie jest w tym świecie uważana za coś co pomaga w życiu. Pragnienie zemsty - prędzej, ale to mężczyźni rezerwują jedynie dla siebie. To świat męski, w który ta nastolatka wkracza trochę rozbrając ich gruboskórność, brak moralności i rozgoryczenie tym, że nie są wciąż młodzi (a świat pozbawił ich niewinności i złudzeń). Jak jest granica między dobrem, a złem? Do czego można się posunąć by zrealizować cel? Czym jest to prawdziwe męstwo? Tym, że strzela się do bandytów? Czy tym, że człowiek nawet gdy nie ma szans na wygraną wraca by kogoś ratować, by dotrzymać słowa?    
Film dziwnie niespieszny, bez wielu jakichś znaczących zwrotów akcji. Ot wędrują sobie, gadają, śpią, kłócą się, czasem wpadną na jakis trop i akcja się ożywia. A mimo to obejrzałem go z dużą przyjemnością. Może sprawiły to niezłe postacie (szczególnie szeryf i dziewczyna bo ranger jest trochę płaski), może ich skrzące od złośliwości dialogi. Ale podoba mi się ta historia, nawet jeżeli udalo by się pewnie wskazać w niej niejedno niedociągnięcie i brak autentyczności. Nawet zakończenie mi się podoba - gdy traci się pewne złudzenia niełatwo okazywać wdzięczność. Może dlatego, by docenić wartość pewnej więzi i tego co się otrzymało (czego się nauczyło) trzeba czasu. A czasem może sie okazać, że coś sobie uświadomiliśmy za późno... Ze wszystkich obejrzanych nominacji za ubiegły rok - ta chyba jak dotąd dla mnie najlepsza, a na pewno równie ciekawa jak Social Network czy Jak zostać królem. Na pewno nie najlepszy film Coenów ale i tak warto zobaczyć (nawet jak ktoś nie lubi westernów).
trailer

możesz zobaczyć także: To nie jest kraj dla starych ludzi

3 komentarze:

  1. Mnie sie film bardzo podobał podobnie zresztą jak "To nie jest kraj dla starych ludzi". Kino pierwsza klasa.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja przysnęłam na nim - to chyba mówi wszystko.. :P

    OdpowiedzUsuń
  3. :) co dwóch ludzi to dwie opinie. Ale ten film rzeczywiście nie każdemu będzie się podobał - choćby ze względu na tempo.

    OdpowiedzUsuń