poniedziałek, 20 czerwca 2011

Made in Dagenham, czyli ile jest warta praca kobiety

Z dużą przyjemnością obejrzałem ten obraz - niby ckliwy, ile razy oglądaliśmy już tego typu historie oparte na prawdziwych wydarzeniach - trudne zmagania, przeciwności, które i tak udaje się pokonać, historie optymistyczne i podnoszące na duchu. Ale mimo wszystko - zagrane z werwą, bez jakichś dużych luk w scenariuszu no i historia ciekawa. Dziś pewnie mogłaby się wydarzyć np. w Polsce bardzo podobna i pewnie budziłaby podobne kontrowersje.  
Oto rok 1968, kilkaset pracownic fabryki Forda w Dagenham, rozpoczyna strajk aby uzyskać lepszą płacę i lepsze warunki (na głowy cieknie a ich pracę szwaczek zakwalifikowano jako najsłabiej płatną i wykonywaną przez "niewykwalifikowanych"). Czując, że są ignorowane zamiast ustąpić stają sie coraz bardziej zdeterminowane aby walczyć o swą godność. Ich nieformalna przywódczyni (Miranda Richardson) pod wpływem przyjaznych rad kierownika szwalni (Bob Hoskins) zaostrza swe postulaty do wyrównania płac kobiet z tym co zarabiają mężczyźni. Realne? Niby żądanie szacunku, zaprzestania dyskryminacji ze względu na płeć oraz równouprawnienia to ich oczywiste prawa, ale czy będą zrozumiane w świecie mężczyzn?
Na początku nikt ich nie traktuje poważnie, ale gdy przez to, że brakuje szytej przez nie tapicerki cała produkcja Forda zostaje wstrzymana atmosfera się zagęszcza. Te fragmenty filmu wydaly mi się najciekawsze - jak wiele złości i oskarżeń wtedy musiałby te kobiety znosić - nawet ze strony najbliższych (mężczyzna zarabia i utrzymuje rodzinę, a kobieta przecież tylko "dorabia"). Atmosfera w domach (np. brak czasu dla dzieci czy mężów), brak kasy, presja nawet związków zawodowych (tak tak popieramy ale to za wcześnie by było realne) to wszystko trochę pokazuje realia i sprawia, że film jest mnie słodki i uproszczony (nadal taki jest ale już mniej). Mężczyźni w większości są tu wredni, a kobiety inteligentne, empatyczne i oczywiście wygrywające na całej linii. Nawet obrzydliwy szantaż iż Ford wyniesie się z produkcją za granicę nie jest w stanie przestraszyć pani minister, która postanawia szwaczki wesprzeć w ich walce. Można tylko dodać, że autentyczny strajk doprowadził do przyjecia ustawy (uwaga to rok 1970!) o zrównaniu płac. 
Można by pewnie z tego tematu wyciągnąć dużo więcej. Ale mimo pewnych uproszczeń film i tak ogląda się ciekawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz