Prosta sprawa gościła u mnie już w wersji książkowej, filmowej, to teraz czas na jej kontynuację. Wcale się nie dziwię, że trochę żartobliwy pomysł literacki, pisany w sieci, tak spodobał się czytelnikom. Z jednej strony mamy do czynienia z dość prostą historią i bohaterem, który różne problemy rozwiązuje pięścią lub kulą, z drugiej - Chmielarz robi to na świetnym poziomie. Tu nie mam mowy o popelinie, wciskaniu bajek, epatowaniu czytelnikowi scenami seksu czy niepotrzebnej przemocy. Prosto, nie musi znaczyć topornie. Raczej chodzi o konstrukcję fabuły, zawiązanie akcji. Kryminalna zagadka? A po co? Tajemnice szybko się rozwiewają, a potem pozostaje jedynie wymierzenie sprawiedliwości, czy też próba zapobieżenia jakiejś większej katastrofie (jak w tym przypadku).
Wszystko zaczyna się od długu, który anonimowy bohater ma spłacić pewnemu Romowi. W takiej sytuacji nie odmawia się prośby o pomoc, nawet jeżeli niewiele się rozumie z powierzonego zadania. Oto w niewielkiej miejscowości w województwie lubuskim, w której mieszka niewielu ludzi, ale niedawno trochę odżyło dzięki pięknemu jezioru, zginęła młoda dziewczyna. Sprawcę policja dość szybko znalazła i twierdzi, że dowody są mocne, nie wszyscy jednak w to wierzą - to właśnie zadanie Bezimiennego, by sprawę wyjaśnić.
Gdy nikogo nie znasz, nie możesz liczyć na wsparcie, nie wiesz komu możesz ufać, a atmosferę we wsi można sprowadzić do "wypierdalaj", robota nie jest prosta. Społeczność jest dość zamknięta, nie chce tu obcych, choć najwyraźniej na ich terenie od dłuższego czasu całkiem nieźle poczuła się grupka Holendrów, a to właśnie do nich podobno często zaglądała dziewczyna zanim zginęła.
Krok po kroku odkrywamy jakieś sekrety, choć jeszcze nie wiadomo do końca, czy któreś z nich miały związek z tamtym morderstwem. Niechęć do obcych łatwo może zmienić się w rasizm, a brak wiary w siebie i niskie poczucie wartości w nienawiść do otoczenia i pragnienie zemsty. Na prowincji niewiele się dzieje? Przekonajcie się sami, jak dalekie może to być od prawdy.
Pozornie nie powiązane ze sobą wątki, nagle się krzyżują, a w ich centrum jest kto? No właśnie, wyraźnie trzeba tu było jakiegoś szeryfa, bo lokalny komendant chyba za bardzo uwierzył w to, że samą obecnością zapewnia porządek.
Nie zastanawiajcie się zbyt długo nad prawdopodobieństwem tej całej intrygi, po prostu dajcie się w to wciągnąć i dobrze się bawcie. Trochę mniej przemocy niż w części pierwszej cyklu, wszystko kumuluje się pod koniec, to nie znaczy jednak, że jest mniej ciekawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz