„Makbet” – jedna z najbardziej znanych sztuk Williama Szekspira, moja ulubiona. Mroczny horror, o ludziach, którzy nie będą mieć żadnych skrupułów sięgając po władzę, którym wiecznie mało pieniędzy, zaszczytów, honorów. Gotowych iść po trupach by to utrzymać i pokonać przeciwników. Ta tragedia opowiada historię szkockiego lorda Makbeta, człowieka szlachetnego i prawego, który po spotkaniu z „dziwnymi siostrami” (wiedźmami) i po ich równie dziwnych przepowiedniach, mimo wewnętrznego początkowego oporu, decyduje się wejść na ścieżkę zbrodni, by zdobyć koronę Szkocji. Jego początkowy opór przed dokonaniem zabójstwa gaśnie pod wpływem ambitnej, żądnej władzy żony. Zdobyta zbrodniczo władza sprawia, że do jej utrzymania potrzebne są kłamstwa, oszczerstwa, a w konsekwencji – kolejne zbrodnie. Historia Macbetów jest powolnym osuwaniem się w obłęd.
Reżyser Simon Godwin i scenografka (również kostiumolożka) Frankie Bradshaw sprawili, że ta inscenizacja mocno współbrzmi z czasami nam współczesnymi. Prosta scenografia przypominająca schron czy bunkier, wojownicy we współczesnych mundurach, odgłosy wystrzałów, mocno poruszają naszą wyobraźnię, a wtedy nietrudno znaleźć analogię do tego co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Wybija nas to ze strefy komfortu i skłania do refleksji nad motywami konfliktów, prymitywnym bestialstwem w strefach wojennych, intencji ludzi, działaniami polityków. A na koniec - ludzkiej emocjonalności. Czy jednak na początku mrocznej drogi do posiadania władzy i eliminacji przeciwników (prawdziwych czy rzekomych) myśli się o tym, że nie będzie z niej powrotu? Nie powróci się już do stanu niewinności.
Para Ralf Fiennes (jako Makbet) oraz Indira Varma (jako jego żona) stanowią niedościgniony, mistrzowski duet. Początkowe zagubienie, połączone z zabobonami czyni z Makbeta, człowieka łagodnego i pogubionego - szaleńca, który w końcu nie wytrzymuje emocjonalnego napięcia. Jednocześnie jest fascynujący i nieobliczalny. Również lady Makbet, której nie jest obca brutalność i rywalizacja, mimo niebywałej żądzy władzy i ambicji w pewnym momencie nie jest w stanie znieść brzemienia zbrodni. Oboje grają tak sugestywnie, iż ma się wrażenie, że ta sztuka pisana była dla nich. Również Ben Turner jako Makduf mnie zachwycił. Jego rozpacz po wiadomości o śmierci żony i dzieci była zagrana tak autentycznie, że się wzruszyłam. Była taka prawdziwa. Znane z innych przedstawień czarownice/wiedźmy (Lola Shalam, Lucy Mangan i Danielle Fiamanya) w tej inscenizacji jako dziwne siostry, ubrane raczej współcześnie, zdają się przypominać, że słowa mają znaczenie, że zabobony dalej mogą trzymać się mocno, choć świat wydaje się być tak mocno cywilizowany. Ich przepowiednie nie mają siły sprawczej. Tę siłę ma zło, które drzemie w ludziach.
Ta inscenizacja choć wspaniale zagrana nie napawa optymizmem. Na co dzień widzimy doniesienia z walk na froncie i bezmiar ludzkiego cierpienia, w różnych rejonach świata. Uwspółcześnienie „Makbeta” przypomina nam, że za wieloma konfliktami stoją autokraci, którym wiecznie mało. Mroczna potrzeba posiadania władzy nadal jest obecna. Wystarczy popatrzeć na wielu współczesnych polityków dążących do osiągnięcia wysokich stanowisk za wszelką cenę. A to oni mają wpływ na świat, w którym żyjemy.
Więcej o spektaklu i o cyklu pokazów najciekawszych spektakli w Multikinie: kliknij tu
Polecam
MaGa
Multikino Złote Tarasy – Makbet
Autor: William Szekspir
Reżyseria: Simon Godwin
Scenografia i kostiumy: Frankie Bradshaw
Obsada: Ralph Fiennes jako Makbeta i Indira Varmy jako Lady Makbet, Ben Allen jako Ross, Ewan Black jako Malkolm, Levi Brown jako Angus, Jonathon Case jako Sejton, Danielle Fiamanya jako druga czarownica, Keith Fleming jako Król Dunkan/Siward, Michael Hodgson jako drugi zbójca, Lucy Mangan jako pierwsza czarownica, Jake Neads jako pierwszy zbójca/Donalbein, Richard Pepper jako Lennox, Steffan Rhodri jako Banko, Rose Riley jako Menteith, Lola Shalam jako trzecia czarownica, Rebecca Scroggs jako Lady Makduf/Doktor, Ethan Thomas jako Fleance oraz Ben Turner jako Makduf.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz