środa, 9 listopada 2022

Premiera - Voo Voo, czyli beztrosko, bez sensu, bez saxu i jeszcze inne przyjemności

Voo Voo - jak dla mnie jeden z zespołów, który towarzyszył mi od zawsze, pamiętam ich pierwszą płytę i mam ją nawet na czarnym krążku, wielokrotnie byłem na koncertach, a mimo że grają wciąż podobne rzeczy, nie nudzą mi się wcale. Oczywiście - jedne płyty są spokojniejsze, inne bardziej energetyczne, czasem bywa przebojowo, innym razem bardziej eksperymentalnie i improwizacyjnie, a jednak to brzmienie można rozpoznać prawie od pierwszych dźwięków. Głos, saksofon, charakterystyczne brzmienie gitary, chórki Pospieszalskiego...
Z przyjemnością więc zanurzam się w kolejną porcję dźwięków od Wagla i jego kompanii. Mimo prawie 4 dekad na scenie, bez ścigania się z kimkolwiek, udowadniania czegokolwiek, robią po prostu to co lubią. I to słychać.

Większość z tych nagrań została dokonana na tzw. setkę i tego ducha improwizacji się tu czuje. Ba, nawet w tytułach utworów czuć ten dowcip i zabawę (Bez saxa :)). A muzycznie? Voo Voo to klasa sama w sobie. Ciekawe i wcale nie dosłowne teksty, choć coraz mocniej czuć w nich wkurw na nasze otoczenie, spokojny, nawet trochę senny wokal pana Wojciecha, cudne solóweczki, ciekawi goście (Hania Rani i Masha Natanson). Większość kawałków snuje się przyjemnie, ale i jest kilka rzeczy bardziej energetycznych rzeczy. Na płycie brzmi to fajnie, ale już sobie wyobrażam jak zabrzmi ten materiał w wersji live! Ich koncerty to zawsze uczta (choć raczej dla smakoszy). 

Posłuchajcie sami.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz