wtorek, 18 lipca 2017

Broceliande - Sąsiedzi, czyli ahoj przygodo

Z dwóch naszkicowanych wcześniej jedynie notek, jedna już wisi, choć o Disco Polo naprawdę nie miałem ochoty pisać wiele. O książce pewnie jutro. Czytam kilka rzeczy naraz, odkładam różne tytuły na wymiankę, więc o książkach pewnie w lipcu jeszcze trochę będzie, pewnie jednak po kolejnym wyjeździe. Tym razem będę próbował połączyć dwie trasy, które już kiedyś nam się sprawdziły, czyli Sandomierz i Ojców.  

A dziś notka inspirowana ostatnimi dniami. Relacji na blogu nie będzie, choć zdjęć zebrało się sporo, ale przynajmniej muzycznie czymś się z Wami podzielę. Trzy dni na jachcie, pogoda cudna, trochę adrenaliny, sporo sympatycznego czasu, ciut leniuchowania. A wszystko to nie dość, że dla nas było przygodą, to jeszcze finansując rejs, mieliśmy poczucie, że robimy coś fajnego dla innych, bo z naszej kasy jachty wynajęto na dłużej i po nas przejęły je dzieciaki z naszej lokalnej świetlicy. Świetna sprawa.

Jak się pływa wszystko smakuje wtedy inaczej. Obojętnie czy to jedzenie, czy płyny :) No i odrobina muzyki też była. Notkę dedykuję więc naszemu sternikowi Zbyszkowi, dzięki któremu poznałem tę kapelę. 
Szant prawie nie słucham, ale jakoś od razu zachwyciły mnie te irlandzkie klimaty jakie wyczułem w muzyce Sąsiadów. 

A przecież pochodzą ze Śląska (chyba dużo tam żeglarskiej braci) :) 
Krążek Broceliande to druga płyta w ich karierze (można go posłuchać np. tu, a kupić naprawdę tanio  tu)

Słucha się go bardzo dobrze, choć nie wszystkie kawałki równie mocno polubiłem. Całość jest bardzo różnorodna i nie chodzi tu jedynie o język w jakim śpiewają (np. klasyczne szanty po angielsku), czy duże fragmenty instrumentalne, ale również o różnorodność muzyczną. Ballady, kawałki śpiewane a capella, numery bardziej skoczne i bardziej rzewne. Znalazło się miejsce na wokal damski (mniej przypadł mi do gustu) i męski. Dla każdego więc znajdzie się coś miłego. Od celtyckiego folku, rozbudowanego instrumentalnie, po bardziej proste, surowe pieści śpiewane przez ludzi morza.
 
Może nie jest to coś, do czego bym chciał często wracać, ale już zawsze będzie mi się kojarzyć z przystanią w Mikołajkach, ze Śniardwami i płynięciem pod wiatr w kierunku Rucianego. 
Jak zatęsknię będę wracał do tych numerów. Kto wie, może kiedyś uda się powtórzyć przygodę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz