poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Renata Przemyk Akustik Trio, czyli kobieta ma wiele twarzy

 Czasem tak się dzieje, że próbując pisać na bieżąco o różnych wydarzeniach, filmach, czy książkach, o niektórych pisze się bez trudu, a przy innych masz trochę poczucie, że słowa jakie przelejesz na klawiaturę w żaden sposób nie oddadzą magii tego w czym uczestniczyłeś. Notka leży sobie i czeka na swoją kolej. Tym razem trochę przypomniała mi się, gdy sięgnąłem po płytę, którą kupiliśmy na koncercie.
Płyta, która jest absolutnym klasykiem, która sprawiła, że Renata Przemyk ze swoim temperamentem i niepowtarzalnym głosem stała się natychmiastowo rozpoznawalna. Yahozna. To wciąż dobrze brzmi. Zwłaszcza w tych wersjach koncertowych.
Idąc na koncert jej innego projektu, bardziej kameralnego, byliśmy ciekawi czy sięgnie też po tamte numery, jak to wypadnie. Przecież tam energia pochodziła również z dęciaków, z akordeonu, tworzył ją cały zespół, który niósł i rozpędzał wokalistkę. Koncert akustyczny siłą rzeczy jest spokojniejszy, stonowany. Ale wiecie co? Warto usłyszeć Renatę Przemyk również w takim wykonaniu. Jej utwory nagle nabierają jakiejś głębi, przestrzeni, paradoksalnie nawet siły. Wersje akustyczne są po prostu inne, bardziej się ich słucha, a nie jedynie chce podskakiwać i bujać.


Instrumenty perkusyjne (świetna Wiktoria Chrobak, szkoda jedynie, że tak mało okazywała swoich emocji), gitara basowa (Piotr Wojtanowski) i gitara akustyczna (Grzegorz Palka). I ona.
Uwierzcie, że mimo tego dość skromnego instrumentarium, wcale nie ma się poczucia, że te wersje są jakieś ubogie. Jest miejsce na solówki, chwilami jest łagodnie, w innych miejscach linia melodyczna bardzo się rozkręca, potężnieje.




Jazz, blues, nawet rock, czasem trochę zmienione interpretacje znanych utworów. I głos, który wszystko spina, czaruje, w świetny sposób podkreśla teksty. Ileż w tym emocji. A wydawałoby się, że wszystko jest tak statyczne. Renata Przemyk nawet na chwilę nie wstaje - choć zmienia buty i dodatki, cały czas śpiewa na siedząco, nie dodaje do tego ruchu. Nie znaczy to jednak, że nie wkłada w ten koncert całej siebie. I to się po prostu czuje. W przerwach delikatne żarty, przekomarzanie się z muzykami, ale wokalistka nie robi z siebie gwiazdy, nie kokietuje, skupiając naszą uwagę przede wszystkim na tekstach  muzyce. Nie czekałem więc w napięciu na to co najbardziej znane, ale poddałem się tym dźwiękom, tej atmosferze...
Cudowny koncert. I teraz jeszcze bardziej mam ochotę zobaczyć jej inne projekty na żywo - ten bardziej rockowy i ten najnowszy, czyli piosenki Cohena.      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz