niedziela, 9 kwietnia 2017

Najdłuższa noc - Marek Bukowski, Maciej Dancewicz, czyli moda na retro trwa

Za kilka dni koniec sezonu "Belle Epoque", serialu, który miał być hitem TVN, ale jakoś nie zebrał zbyt dobrych recenzji (ja ze swoją czekam na finał i oglądam regularnie), ale nie tak dawno mieliśmy premierę książkową, która z tym serialem poniekąd jest związana. Poniekąd, bo autorzy scenariusza, postanowili wydać powieść inspirowaną tym co napisali dla telewizji, ale sporo jednak pozmieniali - różne wątki zostały poprowadzone zupełnie inaczej niż w wersji filmowej, choć główny bohater pozostał ten sam, tło również, a nawet można rozpoznać sprawę kryminalną, z jednego z pierwszych odcinków.
Podobnie jak w przypadku serialu, rozumiem, że pomysł zrodził się na fali mody na retro kryminały i w sumie fajnie, choć czasem zachodzę w głowę, czemu wciąż szuka się nowych pomysłów na scenariusze, zamiast sięgnąć po powieści, które są już znane (Popielski, Maciejewski, Mock, a jak chce się sięgnąć jeszcze dalej w przeszłość, to choćby Kwiatkowska, czy Szymiczkowa). Tym razem jednak marudzić bardzo nie mam zamiaru, bo klimat jest fajny - Kraków z przełomu wieków, jako jedno z miast trochę na uboczu (pewnie określenie prowincja by krakusów obraziło) cesarstwa. Możemy z bliska przyglądać się pracy nowo powołanego specjalnego zespołu śledczego, a jednocześnie podsuwa nam się sporo ciekawostek na temat tego jak wtedy wyglądała praca dochodzeniowa. Fantazja i pomysły laboratoryjne ze współczesności (CSI się kłania, bo dużo przełomów w śledztwie dokonuje się właśnie w ten sposób) mieszają się w fajny sposób, a jeżeli ktoś chce podłubać głębiej, rozumiem, że może sobie wypisać różne cytowane nazwiska i posprawdzać w literaturze.


Wszystko zaczyna się inaczej niż w serialu, bo możemy dowiedzieć się dużo więcej o tułaczce Jana Edigeya-Koryckiego, po jego ucieczce z Krakowa. Ładnych parę lat służył na różnych okrętach, próbując zapomnieć o swojej dawnej miłości, o swoich czynach, o przeszłości. Gdy jednak dostaje telegram z wiadomością o śmierci swej matki, natychmiast wyrusza w podróż do domu. Jest w nim dużo goryczy, żalu wobec wszystkich, bo na miejscu okazuje się, że wbrew temu co mu mówiono, jego dawna miłość wcale nie zmarła, oszukano go "dla jego dobra". Trudno mu jakoś znaleźć sobie miejsce, ukoić ból, tym bardziej gdy dowiaduje się, że jego matka nie zginęła śmiercią naturalną, ale została zamordowana. I tak właśnie Jan zostaje wplątany w śledztwo, które okazało się bardzo trudnym wyzwaniem dla policji cesarskiej. Nie oszukujmy się: dotychczasowe metody śledcze polegały najczęściej na łapaniu w najbardziej podejrzanych dzielnicach kogoś kto miał w kartotece podobne przewinienia, a szczytem naukowego podejścia dla komisarza Rudolfa Jelinka jest frenologia, wszystko inne to jakieś wymysły nie prowadzące do niczego. Działając w dotychczasowy sposób policja jednak jest kompletnie bezradna wobec seryjnego mordercy, który najwyraźniej sobie z nich po prostu kpi.  
Dopiero Jan ze swymi przyjaciółmi pracującymi w laboratorium: doktorem Henrykiem Skarżyńskim i jego siostrą Weroniką, skieruje nowe światło na zbrodnie, które wstrząsnęły Krakowem. I muszą się spieszyć, bo nastroje są bardzo złe - społeczeństwo już wymyśliło sobie mordy rytualne dokonywane przez Żydów i szykują się pogromy. 
Sprawa ciekawa, śledztwo powikłane i wcale nieoczywiste, ci którzy lubią kryminały retro, powinni być raczej usatysfakcjonowani, choć akcja snuje się dość wolno. Mam jednak wrażenie, że sięgamy po tego typu historie nie tyle dla samych opisów zbrodni, zagadek, łapania przestępców, ale dla tła, w jakim są one osadzone. W tym przypadku Kraków, pokazany został bardziej od strony biedniejszych warstw mieszkańców, podejrzanych zaułków, knajp, straganów, prostytutek i złodziei. I to jest na pewno plus tej lektury: ta przepaść jaka była mocno zauważalna między rodzącym się postępem, który dostrzegała garstka i masami biedoty, martwiącymi się jedynie o przetrwanie kolejnych kilku dni. 
Czytałem "Najdłuższą noc" już po tym jak zacząłem oglądać serial, nic więc dziwnego, że porównywałem swoje wyobrażenia z kreacjami aktorskimi (a tu czasem jednak te postacie są troszkę inne) i w sumie autorzy zachowali pewien schemat przy ich tworzeniu: komisarz to nadęty nieudacznik, lubiący przypisywać sobie wszelkie sukcesy, Weronika to dobry przykład młodej sufrażystki, jej brat to typ naukowca, a sam Edigey-Korycki balansuje między autodestrukcją, awanturnictwem, a chwilami refleksji gdy przychodzi otrzeźwienie. 
Nudy na pewno nie ma. I choć to czytadło, które może nie porywa tak jako to czasem zdarzało mi się przy innych kryminałach, z ciekawością będę wyglądał kontynuacji.

5 komentarzy:

  1. Ha, właśnie to przeczytałam i opisałam na blogu. :)
    Dobrze się czyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nawet nie wiem czy nie wciągnęło bardziej niż serial, choć króciutkie

      Usuń
    2. Lepsze, zdecydowanie lepsze niż serial.

      Usuń
  2. Ciekawa książka :-D . Podoba mi się Twój sposób pisania recenzji. Ja mogę polecić całkowicie inną, ale moją ulubioną " Zatrzymać dzień". Ma w sobie coś magicznego. Jej treść oraz sposób wydania są inne niż wszystkie, wręcz zaskakujące. Polecam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń