piątek, 25 września 2015

Za dużo wina Toskanii i Osteria w Chianti - Dario Castagno, czyli miłość do ziemi, regionu i jego mieszkańców


Rzadko mi się tak zdarza, że po jednej książce, natychmiast sięgam po kolejne tego samego autora. Tym razem duża w tym zasługa koleżanki z pracy, która mocno mi te tytuły reklamowała, ale czwarty sam wynalazłem. Zapraszam więc do rzucenia okiem na poprzednie dwa:
Dzień w Toskanii
Za dużo słońca Toskanii
I dziś kolejne dwie książeczki autorstwa Dario Castagno. Gdy zaczynałem z nim swoją przygodę - wyobrażałem sobie go jako młodego człowieka, zapomniałem jednak, że często pisze on wcale nie o teraźniejszości, ale wspomina swoją młodość. Jeżeli, jak sam wspomina już lata temu porzucił oprowadzanie małych grupek po regionie Chianti (o tym była pierwsza książka), to ile może mieć lat teraz? Czy wreszcie się ustatkował? Czy ma rodzinę?
Te pytania wcale nie są bez sensu, bo wciąż z tych stron wyłania się obraz lekkoducha, który niewiele ma w sobie skłonności do uporządkowanego życia, lubi za to najeść się napić i zabawić. Powtarza sobie: może już czas dorosnąć i znowu idzie w tango.
O tym trochę jest pierwsza z dzisiejszych książek.

Zaczyna się od maila od pewnej kobiety ze Stanów, która proponuje bohaterowi udział w projekcie literackim, poświęconym kulturze picia wina. Co ma robić w takim projekcie Dario Castagno? Ani nie jest znawcą, ani historykiem... Ale okazuje się, że potrafi odnaleźć się w tym zadaniu. Zbiera bowiem różne powiedzonka i przysłowia na temat picia wina (oczywiście te zachęcające do picia) i opisuje różne własne przygody, w których alkohol odgrywał główną rolę. Te zabawne opowieści przeplatane są wymianą korespondencji z Amerykanką. Dla obojga te maile stają się coraz ważniejsze.
Jak pisze Castagno można zorientować się po paru stronach. Każdy rozdział to kilka zdań opisów przyrody, a potem już jadą jakieś anegdotki i historie zasłyszane od ludzi mieszkających od lat w Chianti. Choć sam przybył z rodzicami z Anglii, traktowany jest tu jako swój - jego rodzice pochodzili stąd, tu też żyje od lat, a przede wszystkim pokochał ten region, jemu oddał swoje serce.
Nie traktujcie tego jako przewodnika, czy książki z której mielibyście się czegoś o Toskanii dowiedzieć. Ale do tego by poczuć choć trochę jej atmosferę - te czytadła nadają się świetnie. Nieważne, czy autor trochę koloryzuje, grunt, że to się czyta.
Szczególnie w tej książce jakoś mało prawdopodobne wydają się jego rozliczne przejażdżki samochodem lub skuterem po spożyciu ogromnych ilości alkoholu (czym się chwalić?), ale widać uznał, że tak będzie ciekawiej.
Chyba najsłabszy tytuł z dotąd czytanych - zbyt wiele sztuczności w tych dialogach i doszukiwaniu się wszędzie przysłów i mądrości życiowych.

A teraz z zupełnie inne beczki. Bo Osteria w Chianti ma zupełnie inny charakter od poprzednich książek Castagno. Nie znajdziecie tu zabawnych anegdot i zdarzeń z życia autora. To nostalgiczna podróż w przeszłość i bardzo sentymentalna opowieść o pewnym mężczyźnie, który stał się dla niego mentorem, przewodnikiem i przyjacielem.
Nie chcę zbyt wiele zdradzać, ale w takiej bardziej powieściowej formule, gdzie wszystko jest ze sobą mocniej połączone, Castagno sprawdza się naprawdę nieźle. Choć dużo jest tu przewidywalności, to sama historia porusza i nie da się nie lubić jej bohaterów. Będzie bieda, miłość, wojna i żal. Nawet samotnicy, żyjący na uboczu, nie utrzymujący kontaktu z nikim, gdy się przełamie pewne bariery, mogą opowiedzieć coś fascynującego. I Dario tego doświadczył.

Jak zwykle w obu znajdziecie sporo fragmentów o jedzeniu, ale bez tego Castagno chyba nie potrafi się obejść :) O winie i innych napitkach w drugiej aż tak dużo nie ma, lecz też coś nieco się znajdzie. Coraz wyraźniej zaznacza się pewien melancholijny ton w tych opowieściach - czuje się, że życie uczuciowe autora przekłada się wyraźnie na jego twórczość.

1 komentarz: