Po sukcesie "Nietykalnych" teraz chyba każdy kolejny film, w który zaangażuje się reżyser, scenarzysta lub grający tam Omar Sy, będzie natychmiast nazywany kolejnym wielkim przebojem, lub nie daj Boże wspaniałą komedią. Nie dość, że widzowie mają czasem dość utrwalony wizerunek aktorów i ciężko im czasem "wyjść z poprzedniej roli" (ja patrząc na Charlotte Gainsbourg wciąż przypominałem sobie Nimfomankę), to jeszcze i twórcy, producenci sami wpychają ich w te schematy i porównania. Dajcie lepiej spokój, bo budowanie skojarzeń i porównań nie zawsze wychodzi na dobre.
Dajcie filmowi możliwość obrony przed widzem nie korzystając z takich tanich chwytów. Bo co mają wspólnego "Nietykalni" z "Sambą"? Postać czarnoskórego imigranta, który we Francji nie ma lekkiego życia?
"Samba" mimo pewnych lekkich akcentów komediowych (głównie wokół postaci przyjaciela głównego bohatera), jest dużo bardziej gorzki i smutny w wymowie. O ile bowiem tam mieliśmy jakieś blokowiska, marną pracę, zagrożenie gangami, trudność z tym by się wyrwać z kiepskiego środowiska, to przynajmniej byli tam ludzie, którzy mają obywatelstwo, choćby nawet czuli się Francuzami "drugiej kategorii". W "Sambie" wchodzimy w inny świat - ludzi, którzy przybywają z całego świata z nadzieją na jakąś zmianę, na pracę, na lepsze życie, które mogą zapewnić rodzinom, które zostawili w ojczyznach. Jak ich wita kraj, który chlubi się hasłami równości, braterstwa? Zamyka ich w ośrodkach dla uchodźców i najchętniej odsyła z powrotem, nie wnikając przed czym uciekają. Jeżeli ktokolwiek przemknie się przez sito służb imigracyjnych, na tego poluje policja, która na pewno z lubością poprawia sobie w ten sposób swoje statystyki...
Romans? Komedia? W tym ziarenku nadziei i optymizmu, czyli w przyjaźni jaka się nawiązuje między imigrantem z Senegalu i wolontariuszką pracującą w ośrodku dla takich jak on, jest trochę ciepła, wzruszenia, ale to obraz, który pokazuje jak trudno w tym restrykcyjnym systemie oddzielić tych, którzy są naciągaczami i byliby obciążeniem dla państwa i tych, którzy uczciwie chcieliby zapracować na swoje utrzymanie. Ktoś kto pracuje tam (legalnie nie może, ale jednak pracę ma) 10 lat, z powodu braku papierka może w chwilę stracić wszystko. I sąd ma w dupie wszystkie dobre opinie, zaradność, umiejętności itp. Ważny jest przepis. A ten mówi: nie masz prawa tu być.
Sy gra w sposób trochę bardziej stonowany, nie robi więc takiego wrażenia jak w "Nietykalnych", ale za to bardzo ciekawa, intrygująca jest rola Gainsbourg - wypalonej, sfrustrowanej, faszerującej się lekami i próbującej odzyskać siły i motywację do życia kobiety.
Reszty nie będę zdradzał. Sami możecie zobaczyć. Ale nie nastawiajcie się raczej na komedię. Nawet romantyczną. A już na pewno nie w stylu amerykańskim, gdzie wszystko musi się dobrze skończyć...
Gdzieś kiedyś przez przypadek zobaczyłam zwiastun tego filmu, bo przegapiłam fakt, że go kręcą. A przecież "Nietykalni" zrobili na mnie ogromne wrażenie. No i właśnie - zwiastun tej produkcji zaintrygował mnie bardzo, a Twój opis tylko powiększył apetyt.
OdpowiedzUsuń