wtorek, 3 lutego 2015

Gra tajemnic, czyli dla twórców Enigma wcale nie jest najważniejsza


Do rozdania Oscarów coraz bliżej i nawet jeżeli już trochę mierzi nas szum wokół nagród przyznawanych jedynie filmom anglojęzycznym, to i tak człowiek jest ciekaw, co też oni tam wyróżniają. Ostatnimi laty jest nieszczególnie, nie?
Zobaczymy jak w tym. Przyspieszam więc z notkami o filmach nominowanych, by pobawić się w typowanie (już swój jeden typ mam). Na dziś rzecz, która już na ekranach od kilku tygodni już jest. Gra tajemnic bardzo przypomina mi ubiegłoroczną Tajemnicę Filomeny - w podobny sposób opowiedzianą historię. Dość kameralny film, w dużej mierze oparty na dwóch głównych postaciach i prawdę mówiąc, podobnie jak wtedy stwierdzam, że historia i owszem ciekawa, ale sam sposób jej opowiedzenia nie powala. 


Pierwsza zmyłka to efekt reklamy. To po prostu nie jest film o Enigmie, szpiegowska, wojenna, sensacyjno-przygodowa rozgrywka wywiadów, pełna emocji fabuła o ludziach, których życie było świetnym scenariuszem na film. Może gdyby nakręcić taką opowieść np. o Polakach, którzy pracowali nad Enigmą, o ich tułaczce i nigdy nie docenionym w pełni sukcesie, mielibyśmy właśnie coś takiego (polecam poczytać trochę na portalach historycznych - świetna lektura!). A Alan Turing, sorry, ale jest nie tylko antypatyczny, ale i nudny.
  
Nie mam zamiaru przekreślać filmu, tylko dlatego, że nie oddano w pełni zasług Polaków (Turing przy tworzeniu swojej genialnej machiny wykorzystał już gotowe projekty tzw, bomb kryptograficznych), skupmy się więc na samej historii. Ale zaraz, zaraz, przecież jeżeli ktoś filmu nie widział, będzie potem miał pretensje... No więc tylko hasłowo. Turing był geniuszem. To prawda. Jego upór i determinacja doprowadziły do sukcesu, czyli rozgryzienia Enigmy. Dla mnie najciekawsze było to, z czego chyba nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę, że fakt odszyfrowywania wszystkich wiadomości niemieckich, był zatajany nawet przed samymi Brytyjczykami i za każdym razem wyliczano rachunek prawdopodobieństwa, czy ewentualna interwencja nie będzie zbyt oczywistym dowodem dla Niemców na to iż zostali przejrzani. Ilu ludzi poświęcono w imię takiej "wyższej racji"? 

photo.titleJak wspomniałem dla twórców filmu to nie sama Enigma była najważniejsza. Chcieli opowiedzieć życiorys ciekawej postaci, ale na pierwszym planie pokazując go jako ofiarę konserwatywnego społeczeństwa, nietolerancji i uprzedzeń. Alan Turing był bowiem homoseksualistą i już po wojnie, w świetle obowiązujących wówczas przepisów, został postawiony przed sądem za "czyny nieobyczajne". Skazany na przymusową chemiczną kastrację, po roku popełnił samobójstwo. 
Dziwne, że zamiast kontynuować wątek jego pracy i odkryć w trakcie wojny, pokazując obojętność władz, chęć utrzymania tajemnicy tak ścisłej, że ludzi genialnych gna się precz sprzed swoich oczu, twórcy wolą w finale zagrać właśnie na tej nucie - matematyk jako symbol wielu ofiar przepisów i nietolerancji, wciąż czekających na rehabilitację. Czy to rzeczywiście w jego życiorysie było najważniejsze? Czy bycie gejem czyniło go genialnym? 

Brak mi w tym filmie jakiejś większej iskry życia, szaleństwa, jakiegoś napięcia. Wszystko jest takie poprawne, nijakie. Nawet Benedict Cumberbatch nie potrafi wykrzesać zbyt wiele ze swojej postaci. Czy udało się pokazać samotność Turinga? Trochę tak (chociaż swoją arogancją i pychą trudno powiedzieć by zasługiwał na więcej życzliwości). Czy udało się pokazać go tak byśmy go rozumieli? Moim zdaniem nie bardzo. Jeżeli nie chciano go pokazywać jedynie jako geniusza matematycznego, to czemu tak mało tu jego życia prywatnego, jego psychiki?

4 komentarze:

  1. Jestem bardzo ciekawa tego filmu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałem trochę inne odczucia po obejrzeniu filmu :) Moim zdaniem film jest w miarę dobry, faktycznie niewiele tu o samej Enigmie, jest ona pretekstem do ukazania historii matematyka (genialnego i konsekwentnie dążącego do celu, wierzył w to, że mu się uda, choć wcale to takie oczywiste nie było). Zastanawiałem się też nad wątkiem homoseksualizmu, nad tym, czy to było potrzebne. Ale uznałem, że jego tajemnica, orientacja, odegrały sporą rolę na to, jaki miał stosunek do ludzi (dobrze jest to widoczne podczas nieumiejętności wsiąknięcia w środowisko kryptologów), wątki homoseksualne moim zdaniem zostały pokazane delikatnie. Problemem dla mnie były ostatnie sceny, gdy pojawia się tablica z liczbą mężczyzn skazanych za ową nieobyczajność. Miałem wrażenie, że reżyser trochę mnie oszukał. Bo oglądałem w miarę dobry film, spójny, a ostatnie momenty sprawiły, że można mieć wrażenie oglądania filmu ,,pod tezę". Genialny Turing i ofiara prawa, jego wynalazek skrócił wojnę o ok.2 lata, a rząd go skazał, geniusz zmarł w poczuciu winy i jego los skonfrontowany z losami tysięcy innych mężczyzn. Widz też może czuć się oszukany tym, że sam homoseksualizm był karany w Wielkiej Brytanii (scena z kolegą, gdy Turing przyznaje się do swej orientacji), tymczasem chodziło o aktywny homoseksualizm. Film niestety może wpisać się w walkę między tradycjonalistami (którzy posądzą go o promowanie homoseksualizmu) a liberalnie usposobionymi osobami (widzącymi cierpienie i złe potraktowanie naukowca ze względu na orientację). Powiem szczerze, że mam bardzo mieszane uczucia po seansie, na samym wykonaniu nieszczególnie się znam, moim zdaniem główny aktor dobrze odegrał tę rolę (może dlatego, że jestem zafascynowany jego rolą w ,,Sherlocku", gdzie jego socjopatyczne usposobienie mi się podobało). Myślę, że film byłby lepszy, gdyby nie to wrażenie ,,pod tezę".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w sumie może to problem: pokazano je na tyle delikatnie, że potem zaskoczeni jesteśmy, że twórcy uznali je za najważniejsze z całego filmu. Wcale się nie dziwię Twoim mieszanym uczuciom, bo sam mam podobne...

      Usuń
  3. Miałem podobne wrażenia, trochę mi szkoda dobrego aktora na taki pro-LGBT gniot, o Enigmie za mało i Polaków zbyto milczeniem. Końcówka filmu wręcz mnie zdenerwowała. Dystrybutor powinien chyba zmienić opis filmu

    OdpowiedzUsuń