Jakiś czas temu pisałem o moim doświadczeniu z projektem realizowanym przez Multikino - pokazów teatralnych z najciekawszych scen świata, na dużym ekranie. Notkę możecie przeczytać tu.
I z góry mogę Wam obiecać, że będę kontynuował tę przygodę z teatrem londyńskim, bo lista spektakli jakie będą jeszcze pokazane zapowiada się świetnie. Podobnie jak ostrzę sobie zęby na pokaz dokumentu/prezentacji zbiorów Ermitażu.
Ale oto od lutego ruszył drugi projekt - opera i balet, głośne przedstawienia ostatnich lat nagrywane w najlepszej jakości. Mimo, że melomanem nie jestem, bardzo kusiło mnie, aby tego spróbować. Na początek Mozart i "Czarodziejski flet".
Spektakl nagrany w roku 2013 na słynnym festiwalu w Bregencji (dziesiątki tysięcy widzów oglądających opery) w reżyserii Davida Pountneya to rzecz tak odlotowa, że do dziś nie bardzo mogę się otrząsnąć. Opera kojarzy mi się na pierwszym miejscu ze wspaniałymi głosami, muzyką, a tu... Sam nie wiem co o tym myśleć. Obrotowa scena zbudowana na wyspie w kształcie żółwia, wielkie stwory (smoki?), ziejące dymem, fajerwerki, ogień, pływające łodzie, futurystyczne albo współczesne stroje, wielkie lalki. No po prostu scenograf miał fantazję i chyba nieograniczone środki finansowe. Poniosło kogoś. Robi to niesamowite wrażenie, efekt widowiskowy jest spory - to tak jakby połączyć bajkową estetykę z eksperymentalnym, nowoczesnym przedstawieniem z elementami musicalu... Tylko ginie w tym wszystkim trochę wartość artystyczna, głosy jakby schodzą na drugi plan. Nawet zastanawiałem się nad tym jak musieli się czuć artyści zmuszeni do biegania po scenie w dziwnych strojach (np. kask z irokezem ze szczotek klozetowych). Cała orkiestra, chór i część śpiewaków schowani gdzieś poza sceną, widzimy ich jedynie na telebimie. Czy to nie dziwne?
Niektóre sceny i pomysły świetne, inne zaskakują, a jeszcze inne raczej budzą nawet niesmak (np. koszulki z tęczą na koniec). Dwie i pół godziny pełne barw i ruchu. I tylko w niektórych momentach muzyka przebija się przez tą masę wrażeń, by rzeczywiście zachwycić.
Wyszedłem pełen sprzecznych odczuć. Z jednej strony nie podobają mi się zwariowane nawiązania do współczesności i zbytnie kombinowanie przy scenografii, scenariuszu, ale z drugiej strony pojawiła mi się taka refleksja, że akurat do tego libretta (które przecież opowiada bardzo zwariowaną, baśniową historię) pasuje trochę to szaleństwo i rozdęcie wizualne, inscenizacyjne. Mozartowi chyba by się podobało.
Trudno całość opowiadać, w razie czego polujcie na to przedstawienie, bo było też pokazywane na TVP Kultura, może jeszcze powtórzą. Na wielkim ekranie robi to spore wrażenie. Dźwięk (choć przecież nie jest na żywo) świetny, bilety nie są takie drogie, może więc jest to jakiś sposób na to by rozpocząć przygodę z operą, lub obejrzeć spektakle, które gdzieś tam na świecie robią wrażenie. Jedyna wada projektu Multikina to chyba fakt iż napisy są jedynie po angielsku, więc starsze pokolenie może mieć z tym kłopot.
I z góry mogę Wam obiecać, że będę kontynuował tę przygodę z teatrem londyńskim, bo lista spektakli jakie będą jeszcze pokazane zapowiada się świetnie. Podobnie jak ostrzę sobie zęby na pokaz dokumentu/prezentacji zbiorów Ermitażu.
Ale oto od lutego ruszył drugi projekt - opera i balet, głośne przedstawienia ostatnich lat nagrywane w najlepszej jakości. Mimo, że melomanem nie jestem, bardzo kusiło mnie, aby tego spróbować. Na początek Mozart i "Czarodziejski flet".
Spektakl nagrany w roku 2013 na słynnym festiwalu w Bregencji (dziesiątki tysięcy widzów oglądających opery) w reżyserii Davida Pountneya to rzecz tak odlotowa, że do dziś nie bardzo mogę się otrząsnąć. Opera kojarzy mi się na pierwszym miejscu ze wspaniałymi głosami, muzyką, a tu... Sam nie wiem co o tym myśleć. Obrotowa scena zbudowana na wyspie w kształcie żółwia, wielkie stwory (smoki?), ziejące dymem, fajerwerki, ogień, pływające łodzie, futurystyczne albo współczesne stroje, wielkie lalki. No po prostu scenograf miał fantazję i chyba nieograniczone środki finansowe. Poniosło kogoś. Robi to niesamowite wrażenie, efekt widowiskowy jest spory - to tak jakby połączyć bajkową estetykę z eksperymentalnym, nowoczesnym przedstawieniem z elementami musicalu... Tylko ginie w tym wszystkim trochę wartość artystyczna, głosy jakby schodzą na drugi plan. Nawet zastanawiałem się nad tym jak musieli się czuć artyści zmuszeni do biegania po scenie w dziwnych strojach (np. kask z irokezem ze szczotek klozetowych). Cała orkiestra, chór i część śpiewaków schowani gdzieś poza sceną, widzimy ich jedynie na telebimie. Czy to nie dziwne?
Niektóre sceny i pomysły świetne, inne zaskakują, a jeszcze inne raczej budzą nawet niesmak (np. koszulki z tęczą na koniec). Dwie i pół godziny pełne barw i ruchu. I tylko w niektórych momentach muzyka przebija się przez tą masę wrażeń, by rzeczywiście zachwycić.
Wyszedłem pełen sprzecznych odczuć. Z jednej strony nie podobają mi się zwariowane nawiązania do współczesności i zbytnie kombinowanie przy scenografii, scenariuszu, ale z drugiej strony pojawiła mi się taka refleksja, że akurat do tego libretta (które przecież opowiada bardzo zwariowaną, baśniową historię) pasuje trochę to szaleństwo i rozdęcie wizualne, inscenizacyjne. Mozartowi chyba by się podobało.
Trudno całość opowiadać, w razie czego polujcie na to przedstawienie, bo było też pokazywane na TVP Kultura, może jeszcze powtórzą. Na wielkim ekranie robi to spore wrażenie. Dźwięk (choć przecież nie jest na żywo) świetny, bilety nie są takie drogie, może więc jest to jakiś sposób na to by rozpocząć przygodę z operą, lub obejrzeć spektakle, które gdzieś tam na świecie robią wrażenie. Jedyna wada projektu Multikina to chyba fakt iż napisy są jedynie po angielsku, więc starsze pokolenie może mieć z tym kłopot.
Myślę, że aby widowisko mogło widza zachwycić, musi być duży ekran i dobre nagłośnienie. W tej dziedzinie telewizja nie odda w pełni atmosfery. No, ale najlepiej byłoby być na samym spektaklu, zatem jak się nie ma co się lubi....
OdpowiedzUsuńNie wiem w jakim mieście chodzisz do Multikina, natomiast podobną inicjatywę ma Wrocław w kinie Helios. Ermitaż też pokazywano, teraz chyba jest prezentacja zbiorów muzeum watykańskiego. Dla mnie Wrocław to też wyprawa, odpadają imprezy w dni powszednie, gdyż pracuję.
Zazdroszczę znajomym, którzy mieszkają np. we Wrocławiu i mogą korzystać z takich cudów kultury. A gdy mówią, że nie korzystają, to nie pojmuję.
Czasami uda mi się wybrać do opery, jest kłopot z powrotem, ostatni autobus odjeżdża przed końcem spektaklu. W związku z czym kupiłam sobie zestaw oper na DVD. I chociaż DVD to nie to samo, co opera na żywo, to jak się nie ma....
Znalazłam info, że "Czarodziejski flet jest jutro 19.02 na kanale mezzo live HD o 9:00, a 20.02 w piątek o 20:30. Piękny kanał. A ja mam inną platformę cyfrową.
Idę się u...pić raczej ;)
Mieszkam pod Warszawą, więc też czasem jest kłopot z dojazdem, ale za to wybór wydarzeń spory... Masz rację - telewizji to nie to samo. Pewnie będę sprawdzał sobie w multikinie kolejne przedstawienia.
UsuńKurczę, nie wiedziałam nawet, że kino Helios organizuje takie fajne wydarzenia. Fajnie, że kina dbają o nasze gusta i fundują nam nie tylko masowe filmy, ale również ambitniejszą sztukę, musicale, opery. Oby takich wydarzeń kulturalnych było jak najwięcej:)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy Helios, w całym kraju na pewno Multikino, a w Warszawie od dłuższego czasu również Kino Praha
Usuń