poniedziałek, 16 lutego 2015

Podróż na 100 stóp i Każdemu wolno kochać, czyli sposób na Walentynki


Robi mi się mały maraton różnych wydarzeń - jutro opera na wielkim ekranie, pojutrze spotkanie w Muzeum Narodowym, w piątek koncert na Torwarze, w niedzielę robię wymiankę książek w swoim mieście, a w poniedziałek DKK i projekt Kocham Kino. A i tak rezygnuję z wielu spotkań i wydarzeń, bo czasu nie starcza :( Nie dziwcie się więc jeżeli notki na bloga będę wrzucał po nocach nocach i pewnie znowu poprzestawiam sobie wcześniej robione plany kolejności. 
Z jednej strony się śmieję, gdy ludzie pytają jak znajduję na to czas - w tej chwili bowiem na pisanie dużo mi nie trzeba (dlatego zdarzają się błędy), a tematów mam aż nadto. Same przychodzą. Kultura już dawno wyparła u mnie wszystko inne - publicystykę, rozrywkę, sport w telewizji po prostu sobie odpuszczam, bo szkoda mi cierpliwości i nerwów. Frajdę daje dobry film, książka, przedstawienie, płyta gdzieś wyczajona. I potem po prostu notuję jakieś refleksje i wrażenia. Proste. Bez zadęcia. Bo Notatnik ani jego autor nie aspirują do jakichś rankingów, opiniotwórczych gremiów i grona super profesjonalnych krytyków. Chyba by mnie trema zżarła.
Tyle tytułem wstępu :) A sama notka dziś chyba będzie niewiele dłuższa. Chciałbym po prostu wpisać do Notatnika kolejne dwa filmy. Nie żadne wyjątkowe, ale okazja, przy której je obejrzeliśmy była wyjątkowa. Już od 4 lat nasze lokalne stowarzyszenie (Możesz) organizuje na Walentynki specjalne seanse kinowe. Dwa filmy niespodzianki (zwykle komedie romantyczne lub melodramaty), koncert, poczęstunek - po prostu przemiły wieczór, na który przychodzi coraz więcej ludzi (nie tylko par). W sytuacji gdy zwykle kino u nas świeci pustkami, pełna sala pokazuje, że nie potrzeba super nowości, ale liczy się pomysł i atmosfera.
Gadam i gadam, a przecież najważniejsze by napisać kilka słów o samych filmach.
Na początek "Podróż na 100 stóp" - bardzo ciepła, romantyczna komedia, której fabuła kręci się na dodatek wokół jedzenia. Nie wiem jak Wam, ale dla mnie kuchnia i to co można w niej stworzyć, są fantastycznym uzupełnieniem sypialni. Też rozkosz, tyle że dla innych zmysłów :) I też przygotowywane z miłością. I też przyjmowane z miłością. Obyśmy pamiętali o tym, nie tylko w Walentynki... 
No więc tak: zderzenie dwóch kultur i dwóch zupełnie innych sposobów patrzenia na gotowanie - imigranci z Indii, dla których to przede wszystkim rodzinny biznes, tradycyjne przepisy i sekrety przekazywane przez pokolenia, kontra droga, ekskluzywna restauracja z przewodnika Michelina, gdzie wszystko musi być perfekcyjne, a uczyć się tego można latami.
 
photo.titleDo tego sympatyczny obraz francuskiej prowincji, miłość, rozważania co jest ważniejsze: kariera, czy szczęście. I oczywiście bajeczne smaki i zapachy (prawie czujemy to z ekranu). Naprawdę sympatyczny film. Cukierkowy, średnio komediowy i może trochę banalny, ale przecież takie obrazy ogląda się głównie dla poprawienia sobie nastroju, a nie dla przeżyć artystycznych. Odkrywanie tego iż jedzenie może łączyć ludzi, że powinno dawać radość, a nie tylko ładnie wyglądać, czy być super zdrowe, nie raz było już z ekranu głoszone, ale jak ma być to robione w taki sposób, nie mam nic przeciwko.
Reżyser wcześniej nakręcił słynną "Czekoladę", więc możecie się domyślić czego mniej więcej się spodziewać. 


Druga produkcja była dla mnie zaskoczeniem, bo zwykle jednak proponowano nam rzeczy z ostatniej dekady, a tu proszę. Naprawdę sporo osób zostało na sali by obejrzeć (pewnie po raz n-ty) komedię "Każdemu wolno kochać". Adolf Dymsza, Mira Zimińska (potem Sygietyńska) to nazwiska, które znane są chyba każdemu, nawet jeżeli nie pamięta seansów w TVP ze "starego kina". Wciąż ogląda się to z przyjemnością, nawet jeżeli przerysowania scenariuszowe i aktorskie są już dla nas mało zabawne, a jakość taśmy nie pozwala na pełną satysfakcję. Co tam. Tu nawet nie sama fabuła jest ważna, ale poszczególne sceny, gagi, piosenki (to chyba pierwszy film muzyczny w Polsce).  
Bezpretensjonalna historyjka o tym iż uczucie zawsze wygra, a różnice klasowe czy majątkowe są tak naprawdę drugorzędne.

4 komentarze:

  1. Super wpis :)
    Chciałabym się odnieść do wstępu ... ponieważ jest bez zadęcia, szczerze i prawdziwie dlatego tu zaglądam dość często i z ogromną przyjemnością.
    Pięknie opisałeś połączenie kuchni z sypialnią i rozkosz zmysłów ... tylko u mnie na blogu dziś śledzie z cebulą - to chyba tylko dla koneserów, hihihi :)
    A co do filmów ... oba widziałam i oba bardzo mnie urzekły. Każdy na swój sposób oczywiście.
    Pozdrawiam, Szkat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. śledzie z cebulką? mmmm też smakowite, choć pewnie na inne okazje niż wspólna kolacja :) Ale u Ciebie tych rozkosznych przepisów cała masa. Jak ktoś jeszcze nie zaglądał, to koniecznie odwiedźcie http://sekretymaleiduze.blogspot.com/
      Dzięki za miłe słowo i pozdrawiam ciepło!
      R

      Usuń
  2. Mam w planach "Podróż na 100 stóp", ale w wersji książkowej :)

    OdpowiedzUsuń