wtorek, 12 listopada 2013

Wśród obcych - Jo Walton, czyli ile w życiu znaczą książki

Zwykle gdy myśli się o książkach, które zdobywają rozgłos, wiele nagród i to wygrywając z utworami znanych autorów, przychodzi nam do głowy wyobrażenie czegoś porywającego, odkrywczego, a jeżeli mówimy o sci-fi i fantasy to w głowie uruchamiają się od razu przykłady takich wielkich powieści.
Tymczasem skromna powieść Jo Walton (zupełnie chyba u nas nie znanej) wykosiła konkurencję (Hugo, Nebula i inne najważniejsze nagrody) i będąc zaskoczeniem dla każdego fana tej literatury. Nie znajdziecie tu żadnych nowych światów, wspaniałych bohaterów, obcych cywilizacji, żadnej akcji, pytań filozoficznych... I tak można by ciągnąć długo, czego nie znajdziecie. Ale paradoksalnie to i tak książka, którą chyba najlepiej zrozumie właśnie fan literatury fantastycznej (szeroko pojmowanej). Dlaczego? Bo chyba w niewielu
mi znanych powieściach, jest tyle miłości do tego gatunku, tyle pasji. To jak fanzin rozbudowany do powieści o miłości do książek, o dorastaniu i zbudowaniu własnego świata w głowie.

Tak sobie myślę, że nieprzypadkowo w gatunku tym najczęściej rozkochuje się człowiek mając lat naście, budując swoją wyobraźnie, spojrzenie na świat, swoją wrażliwość. I nie ma tym dziecinności, czy ucieczki od świata (choć w pewien sposób ucieczką jest), ale właśnie wrażliwość. Często odmienna od otoczenia, ta inność, która sprawia, że nie masz zbyt wielu osób, z którymi możesz pogadać. Fantastyka to nie tylko rozrywka, jak często się ją upraszcza, bajki dla dzieci - to raczej cudowny świat wyobraźni, w którym wszystkie możliwości, wszystkie pytania, ale i możliwe warianty odpowiedzi, są wielokrotnie liczniejsze i ciekawsze niż w świecie nas otaczającym. Tu też jest człowiek, a przynajmniej jego umysł i jaźń takie jakie znamy, są emocje, dylematy, wybory, ale nie ma żadnych ograniczeń w tworzeniu sytuacji w jakich go postawimy. Liczy się nie tylko kreacja świata, ale właśnie to na ile realne, prawdopodobne, ciekawe, przekonywujące jest życie w tym świecie - to dopiero świadczy o mistrzostwie autora.
Czemu w ogóle uruchomiły mi się takie refleksje? Jeżeli sięgniecie po "Wśród obcych" zobaczycie, że mogą uruchomić się Wam podobne. Czemu właśnie fantastyka? Co jest jej siłą?

Nastoletnia dziewczyna o imieniu Morwenna (w skrócie Mori), wprowadza nas w swój świat, w to co siedzi w jej głowie. Książka jest tak jakby pamiętnikiem, w którym notuje przez ponad rok swoje myśli i uczucia. I co stanowi tu centrum: swoje lektury. Ilość autorów i tytułów jest powalająca i aż żal, że niektóre u nas nie są znane, człowiek miałby ochotę skonfrontować swoje przemyślenia i wrażenie z zapiskami Mori. 

Dziewczyna niedawno straciła w wypadku swoją siostrę bliźniaczkę, sama też od tamtej chwili ma jedną nogę niepełnosprawną i porusza się o lasce. Wiemy też, że uciekła od matki, musiała ukrywać się u dalszej rodziny, a po decyzji opieki społecznej trafia pod opiekę nigdy nie widzianego ojca. Przeszłość jest bardzo mglista, tajemnicza i wielokrotnie mamy wrażenie, że Mori coś ukrywa, czekamy aby zdradziła coś więcej, ale ona opisuje różne rzeczy po swojemu: półsłówkami, mieszając realność ze światem magii, w który głęboko wierzy.
Od dawna właśnie w książkach szukała w każdej wolnej chwili wytchnienia, spokoju, zadumy, a gdy trafia do prywatnej szkoły z internatem, staje się jeszcze bardziej samotna. Marzy o tym by kiedyś odnalazła "swoich", czyli ludzi, którzy myślą podobnie, którzy właśnie w książkach znajdują najcudowniejsze chwile swego życia i najważniejsze doświadczenia.  

Wróżki i magia mieszają się z jak najbardziej realnymi doświadczeniami i dość zdroworozsądkowymi przemyśleniami (jak na nastolatkę wydaje się bardzo rezolutna) dojrzewającej młodej dziewczyny. Przyjaźń, miłość, tęsknota za bliskimi... To wszystko gdzieś też tu jest. I tylko chciałoby się chwilami, żeby się z tego jakaś akcja wywiązała, żeby do czego to wszystko prowadziło. Tymczasem zakończenie jest jakieś takie trochę na siłę, średnio pasujące. 
W głowie pozostanie głównie ta pasja z jaką rozprawia się tu o książkach (mają i kluby dyskusyjne), o kolejnych tytułach jakie Mori pochłania, z jaką miłością podchodzi do tych ulubionych, albo z jakimi emocjami rozprawia się tym co jej się nie podobało.  

Nastrojowe. Z pomysłem. Ale to raczej powieść o dorastaniu, przeżywaniu straty i żalu, radzeniu sobie z przeszłością i rodzeniu się nowego etapu w życiu, niż powieść fantasy. Nawet jeżeli pełno tu wróżek i wzgórza Walii mają fajny, mroczny klimat. Ale gdy kochasz powieści z tego nurtu tak jak bohaterka, pewnie i tak się nie oprzesz, żeby to przeczytać.
Dużo trudniej chyba będzie to czytać tym, którzy gatunku nie znają...

Gdy patrzę na inne dziewczęta i ich upodobania czuję, jakbym należała do innego gatunku. Czasem książki jawią mi się jako jedyna rzecz, która czyni życie wartym przeżycia. Jestem pewna, że to nie jest normalne. Bardziej przejmuję się ludźmi w książkach, niż ludźmi, których codziennie widuję. 
...
Jedna z rzeczy, którą zawsze lubiłam w SF to sposób, w jaki pozwala ci myśleć o rzeczach i patrzeć na rzeczy z perspektyw, o których nigdy wcześniej się nie pomyślało.

A za książkę dziękuję wydawnictwu Akurat i firmie Business&Culture.

5 komentarzy:

  1. Ja właśnie skończyłam w weekend czytać i powiem szczerze, że mnie ta książka urzekła. Chyba będę musiała kupić sobie własny egzemplarz, bo czytany był z biblioteki. Ale fascynacja Mori książkami jest moją fascynacją.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Och, przede wszystkim SF, egzemplarz, który czytałam, jest z biblioteki Śląskiego Klubu Fantastyki, do którego od ponad dekady należę. :D

      Usuń
    2. pięknie, mało kto u nas pamięta, że zanim jeszcze doszła moda na DKK, od lat 80-tych to właśnie miłośnicy SF byli najprężniej rozwijającym się środowiskiem dyskusyjnym jeżeli chodzi o literaturę...

      Usuń
    3. Nadal jesteśmy, podobno autorzy fantasy i SF mają najlepszy kontakt ze swoimi czytelnikami. Nie dziwota zresztą, jeździmy często gęsto na konwenty i tam z nimi przy piwie rozmawiamy.

      Usuń