piątek, 8 listopada 2013

Hotel Transylwania, czyli potwory też mają uczucia

Pora na kolejną notkę, tak by nadgonić listopadowe zaległości i po raz kolejny to rzecz z worka "familijnych". Coraz rzadziej córy chcą oglądać rzeczy animowane (obawiam się, że już wkrótce czeka mnie etap produkcji typu Zmierzch), ale zdarzają się jednak takie, przy których chichramy się wszyscy razem. Ta produkcja na pewno do takich należy. I co jest dodatkowym plusem - po Meridzie, jest to kolejna rzecz, która daje fajną okazję do przemyśleń (obu stron) i obgadania tego co dzieje się/może zadziać się w komunikacji między rodzicem, a dzieckiem. Tam była płaszczyzna matka-córka, a tu mamy ojca. Co z tego, że samotnie wychowującego, co z tego, że to wampiry, ale pewne mechanizmy są przecież takie same, nie? ;)
Hotel Transylwania
Drakula po traumie spowodowanej śmiercią swej ukochanej żony, wycofał się na długie lata do zamku ukrytego głęboko gdzieś w puszczy. Nie ma potrzeby by komunikować się ze światem, bo uważa go za niebezpieczny dla takich istot jak on. Taką postawę będzie chciał też zaszczepić swojej córce, a żeby troszkę uprzyjemnić jej samotność w wielkim zamku, zaprasza do niego wszelkiego rodzaju dziwadła, potwory i strachy. Co roku w urodziny córki urządza też olbrzymie imprezy, starając się zapewnić wszelkiego rodzaju atrakcje. Wszystko by tylko nie pojawiał się w jej głowie chęć opuszczenia zamku i poznawania świata. Wie, że to jej marzenie, ale też zbyt wiele jest w nim obaw i woli ją trzymać przy sobie. Tyle, że przecież Mavis staje się właśnie "dorosła" - kończy 118 lat. No i nie da się przewidzieć wszystkiego, prawda? A już na pewno nie tego, że w zamku pełnym potworów, pojawi się... człowiek.


I dalej już jazda bez trzymanki. Fabuła niby mało skomplikowana, troszkę bardziej refleksyjnie, bardziej śmiesznie, aż do jakiegoś morału na koniec. Wszyscy wiemy, że w takich animowanych historyjkach i tak oprócz fabuły liczą się przede wszystkim jakieś najbardziej udane sceny, dialogi, charakterystyczne postacie, a tego, gwarantuję Wam tu nie brakuje (hitem dla mnie jest wilkołak). 
Mimo, że pełno tu strachów to po prostu szalona i z dość szybkim tempem zabawa. Pewnie głównie starsi wychwycą wszystkie gagi i postacie, ale bawić się naprawdę mogą wszyscy. 
Kolejny niezły dubbing, choć tu chyba więcej było humoru sytuacyjnego niż wynikającego z samych dialogów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz