wtorek, 19 listopada 2013

Martyna Jakubowicz - Burzliwy błękit Joanny, czyli kobiecość i delikatność

Już wczoraj wspomniałem co w ostatnich dniach zagościło u mnie w głośnikach. Od kilku dni wsłuchuję się w najnowszą płytę Martyny Jakubowicz. Pamiętacie? Pewnie pokolenie słuchające muzy w latach 80-tych i 90-tych lepiej będzie kojarzyć ten głos i tę postać. Pani Martyna nie tylko dalej śpiewa, nagrywa, ale i potrafi zaskakiwać. Od zawsze kojarzyła mi się z bluesem, z tekstami śpiewanymi spokojnym, ale i mocnym głosem - do Dylana, któremu złożyła już kiedyś hołd muzyczny, pasowało to jak ulał. A teraz otrzymujemy kolejną płytę będącą ukłonem dla innej gwiazdy. Jak sprawdza się Martyna w delikatnych, troszkę zwiewnych piosenkach Joni Mitchell? 
Album ukazał się u nas 7 listopada, w 70-tą rocznicę urodzin artystki z Kanady, a teksty przetłumaczył Andrzej Jakubowicz. 

Nadal jest tu trochę bluesa, ale to dużo bardziej nostalgiczne, delikatne granie niż repertuar, z którym zwykle kojarzyłem Jakubowicz. Chyba tylko jeden numer jest bardziej energetyczny, a dominują lekko jazzujące zwiewne ballady. Zarówno wokal, jak i warstwa instrumentalna mam wrażenie, że specjalnie są bardzo kameralne, nastrojowe. Ale dzięki temu przy słuchaniu jeszcze bardziej zwracamy uwagę na głos, na tekst. I pewnie puryści mogą się burzyć, na ile tłumaczenia mogą odbiegać od oryginałów, ale warto się wsłuchać w obie wersje. Sięgnięto po utwory Joni Mitchell z różnych płyt i co ważne, nie tylko te najbardziej znane, ale na pewno oddające choć trochę klimat twórczości artystki. 
Głosowi Martyny towarzyszy gitara akustyczna (brawa dla Romka Puchowskiego), są organy Hammonda, pojawiają się instrumenty smyczkowe, ale jak wspomniałem - nie są to moim zdaniem bardzo rozbudowane partie, okazuje się, że w tych prostych, wyciszonych dźwiękach jest nawet więcej piękna niż gdybyśmy mieli do czynienia z bardziej szerokim składem.
Nic tylko słuchać. Cudowna, jesienna płyta.  Kameralna. Akustyczna. I bardzo kobieca. A mówią, że blues nie dla bab. 
A potem oczywiście powrócić do oryginalnych nagrań Joni Mitchell. Bo warto poznać źródło inspiracji i zachwytów Martyny Jakubowicz.    
Więcej informacji o płycie i teksty znajdziecie tu.
A tu próbka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz