środa, 6 listopada 2013

Układ zamknięty, czyli jakiego koloru są świnie




Układ. To słowo już tyle razy odmieniano przez przypadki, używano, by zaatakować przeciwnika, że chyba straciło trochę swoją siłę. Niektórzy nawet zaczęli traktować to trochę jak bajkę o złym wilku, twierdząc że to chore teorie spiskowe i paranoja fanatyków. A przecież nie chodzi o tu tylko o konkretne powiązania nazwisk polityków, urzędników i wpływowych oficjeli. Tu chodzi raczej o pewien mechanizm funkcjonowania władzy - bardzo często by ja osiągnąć już wikłasz się różne zobowiązania, znajomości, a potem łatwo przyzwyczajasz się do tego, że bez znajomości nic nie da się załatwić. Skoro tylu innych ciągnie profity ze swego urzędu, to czemu nie ty? W naszym kraju niestety urzędnik prawie nigdy nie ponosi odpowiedzialności za swoje błędy - najwyżej straci stołek, albo premię. Tymczasem od jego decyzji zależeć może dużo więcej - np. przedsiębiorcy mogą stracić nie tylko pracę, dorobek całego życia, ale i pójść do więzienia za domniemane winy. Pamiętacie historię Optimusa? A przecież to jedna z wielu jaka się u nas wydarzyła. 
Historia z "Układu zamkniętego " też wydarzyła się naprawdę. I oglądając ten film warto o tym pamiętać. Bo wtedy nawet na pewne niedoskonałości można przymknąć oko. 
     

Oto trzech młodych ludzi inwestuje swoje umiejętności i kapitał by rozwinąć nowy biznes. Jak zwykle tam gdzie duże pieniądze, natychmiast pojawiają się różni ludzie, którzy chętnie by troszkę z takiego tortu uszczknęli. Tym razem konkurencyjna firma dociera do wysoko postawionych osób, a ci uruchamiają szereg sznureczków, aby w majestacie prawa znaleźć "haka" na przedsiębiorców. Co prawda scenarzysta wprowadził tam dodatkowy wątek sięgający korzeniami do PRL i sugerujący, że chodzi o chęć zatajenia pewnych wstydliwych faktów z życia szefa prokuratury, ale prawdę mówiąc dla mnie to było nawet niepotrzebne. I tak większość z nas zdaje sobie sprawę, że ludzie, którzy wtedy robili kariery w partii, potem nieźle usadowili się albo w różnych spółkach, albo instytucjach średniego szczebla i żyją sobie spokojnie bez konsekwencji za to co robili wtedy. Tak wtedy, tak i teraz, dzięki znajomościom i uczestnictwie w układzie (ja coś tobie, a ty mi) można świetnie się ustawić.
I ten mechanizm jest tu świetnie pokazany. Wykorzystanie różnych mechanizmów i oto uczciwy przedsiębiorca z dnia na dzień może być nazwany i potraktowany jak pospolity przestępca. Gdy do tego dojdzie przeciek do mediów, utrudnianie dalszego funkcjonowania firmy, jesteś już po prostu skończony (a wtedy można przejąć twój interes za grosze). Smutno i straszno gdy widzi się takie obrazki. A jeszcze bardziej robi nam się niedobrze, gdy na zakończenie filmu widzimy w napisach fakt, że ludzie, którzy stali za całą tą bezprawną sytuacją wciąż siedzą na wysokich stołkach i wciąż mają możliwość wykorzystywania swej władzy przeciw innym.  
Państwo prawa...

I już na koniec kilka słów o samym obrazie. Cholera, nie wiem czemu ale zło tu jest dużo bardziej ciekawe niż ci normalni faceci. I to nie tylko dlatego, że Gajos i Kaczor świetnie zagrali, to raczej kwestia tego, że niewiele jest okazji by poznać i polubić głównych bohaterów. To co z nimi się dzieje jest straszne, ale nie czujemy, że to ludzie podobni do nas, czy nam bliscy. Skupiono się na pokazaniu układu i metod zgnojenia przeciwnika - to się udaje, ale brak tu miejsca na nasze emocje, no chyba że będzie to bezsilna wściekłość.
Miejscami czuć trochę wpadanie na mieliznę i chodzi mi zarówno o dłużyzny, jak i trochę sztywne, słabe dialogi. Ale to i tak wart zobaczenia film. 
Dziwię się prawdę mówiąc, że spowodował on tyle dziwnych podziałów politycznych. Opozycja zaciera ręce twierdząc, że to dowód na słuszność ich oskarżeń, a znowu PO i media im przychylne jednogłośnie gromią film jako agitkę, fałsz i rzecz beznadziejną artystycznie (a Bugajski było nie było, ale przecież amatorem nie jest). 
Nie tylko politycy z obu stron, ale my wszyscy zamiast doszukiwać się w tym obrazie podtekstów politycznych, powinniśmy przemyśleć o czym on opowiada. Bo układ mniej lub bardziej jawnie działa pod różnymi rządami i zamiast szukać winy jedynie u przeciwnika politycznego, trzeba by do cholery ucinać łby tej hydrze niezależnie jakiego one są koloru. Co za różnica dla mnie czy świnie są czerwone czy czarne? Po prostu: każde nadużywanie władzy przeciw obywatelowi, próby wyciągnięcia łapówek, załatwiania czegoś pod stołem powinny być traktowane jak najsurowiej i karane jak normalne przestępstwa. Czy kradzież miliona jest lepsza od kradzieży tysiąca tylko dlatego, że dokonuje się bardziej wirtualnie i pod krawatem? Co to za państwo, że przedsiębiorca obawia się bardziej urzędników niż złodziei? 
  
Po prostu obejrzyjcie.
Jeżeli Dług był dramatem o tym jak zmienia się człowiek pod wpływem sytuacji, to tu mamy do czynienia raczej z thrillerem, który pokazuje że człowiek wobec systemu jest kompletnie bezradny. Mniej tu głębi, mam wrażenie że więcej schematów, ale brakuje nam filmów odwołujących się do czasów współczesnych, więc na bezrybiu...

3 komentarze:

  1. Rzeczywiscie film wart jest obejrzenia,a zadna ze stron politycznego spory nie ma racji.Nie jest to film wybtny,ani slaby.Mysle,ze na taka polaryzacje stanowisk mial wplyw brak dofinansowania z PISF,ktory jednoczesnie dotuje wiele "gniotow".
    Wielu od razu odebralo to jako obrone obecnych wladz i chyba mieli racje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trochę namieszał też sam reżyser: z jednej strony mamy byłych komuchów i układ z obecnymi ministrami, a z drugiej strony w wywiadach mówił, że takie metody z aresztowaniem o świecie to tylko za PiS, a młodego prokuratora, który jest niczym posłuszne narzędzie dla przełożonych obdarował twarzą pana Z.

      Usuń
  2. My z mężem się wybieraliśmy, ale premiera warszawska filmu, który nie miał dofinansowania i borykał się z finansami z udziałem prezydenta Komorowskiego sprawił, że daliśmy sobie z filmem spokój. Film przestał już być nośnikiem sprzeciwu przeciwko układom, jakiego się spodziewaliśmy.

    OdpowiedzUsuń