czwartek, 21 listopada 2013

Robbie Williams - Swings both ways, czyli nieśmiertelny urok standardów

Nie potrafię się powstrzymać. Zwykle piszę o jakiejś muzie przynajmniej po przesłuchaniu całości, a tu od pierwszego utworu tak maną buja, że natychmiast postanowiłem zrobić notkę. Mówcie co chcecie - że to kiczowate, że odtwórcze, że nic trudnego zagrać i zaśpiewać takie standardy... Ale do cholery, buja i kręci mnie tak, jak mało co z rzeczy współczesnych. I na imprezę, i do autka, i do słuchania w biurze (o ile możesz pracować gdy nogi ci chodzą), po prostu na każdą okazję polecam tą płytkę. Energia niesamowita!  
I jacy goście! M.in. Lily Allen, Michael Buble, Kelly Clarkson. Czuje się, że wszyscy chyba mieli przy nagrywaniu niezłą frajdę. Ale w końcu takie klimaty mają naprawdę w sobie tyle uroku, jakiś klasyczny sznyt, piękno i elegancję (np. ballady), a gdy bigband się rozkręci to tak jakbyśmy wchodzili do wehikułu czasu i przenosimy się na jakąś imprezę wiele, wiele lat w tył. 
I jazz i swing. I cudowne trąbki i fortepian i piękne partie na smyczkach. Ach co za klimat! Trochę może zgrzytają kawałki zahaczające o operetkę (np. No one like a fat pop star), ale takich słabszych chwil jest tu naprawdę niewiele.
Mamy i klasyki, ale w odróżnieniu od poprzedniego swingującego albumu Williamsa (“Swing When You’re Winning") , tym razem jest tez kilka nowych utworów skomponowanych wraz z Guyem Chambersem (on też jest producentem płyty).  
Lekkość, wdzięk, melodie... Dobrze, że są artyści, którzy przypominają taką muzykę i robią to z taką klasą. 
Całości wysłuchałem legalnie na deezer.com - tam wersja płyty rozszerzona o 3 numery, w porównaniu do tego co u nas w sklepach. A na płycie znajdziecie też video do kilku utworów. Idealny prezent na Mikołajki! 

4 komentarze:

  1. Nie powiem, żebym się zaliczała do fanek Robbiego Williamsa, ale Swing When You're Winning uwielbiam, więc z tą płytą będzie pewnie podobnie! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja się przyznam, że fanką Robbiego jestem wielką (od czasów, gdy śpiewał w Take That; nie grał pierwszych skrzypiec, ale przepowiedziałam, że jako jedyny się wybije jako solista):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do dziś nie mogę przeboleć (tak z przymrużeniem oka), że nie dotarłam na jedyny w Polsce koncert Robbiego (10 lat temu). Williams występował 6 listopada, a ja na 7-go miałam wyznaczony termin porodu:)

      Usuń
  3. szczęście i odrobina pecha jednocześnie :) ale może jeszcze doczekamy jakiegoś jego koncertu? Skoro tylu artystów już do nas dociera...

    OdpowiedzUsuń