niedziela, 30 września 2012

Admirał, czyli kino w służbie narodu

Długo się jakoś zbierałem do tego filmu. Nie dlatego żebym nie lubił kina rosyjskiego, ale dlatego, że raczej z nieufnością podchodzę do kostiumowych melodramatów. Te robione w starym stylu (mimo scen batalistycznych, efektów itd. nie da się ukryć, że są robione głównie po to by wzruszać historią o nieszczęśliwej miłości) filmy wydawałoby się, że powinny odejść do lamusa, ale przy ostatniej modzie (również u nas: patrz robione w podobnym stylu Ogniem i Mieczem albo Bitwa warszawska) na kino historyczne, gatunek ma się całkiem dobrze. Ba - najwyraźniej twórcy nie wierzą w to, że bez wątku miłosnego da się opowiedzieć o jakichkolwiek ważnych wydarzeniach czy postaciach historycznych. W efekcie - ci co lubią kino historyczne kręcą nosem na skupienie się na ckliwym romansie, a ci co lubią wielkie uczucia, marudzą, że wątek był rozmyty przez jakieś bitwy i wielość postaci, które nie wiadomo jak się miały do romansu. 
Niestety muszę przyznać się do tego, iż pewnie jak większość facetów kręciłem nosem przy tym filmie dość mocno. Już nawet nie chodzi o wątek miłosny, przez który twórcy zaniedbali wyjaśnień wielu wydarzeń zupełnie je ignorując, wystarczyłoby znowu przecięły się szlaki dwójki bohaterów. Ale jeszcze bardziej drażnił mnie patos w tym filmie. Cóż - powiem tylko tyle - gdyby w Polsce nakręcono tyle scen pokazujących rozmodlonych żołnierzy to rozpocząłby się wrzask z argumentacją, że to bajka, kłamstwo a sam film jest gniotem niemożebnym. Tymczasem w Rosji jak widać jest ogromne zapotrzebowanie na bogoojczyźniane twory, które dają im poczucie wspólnoty, odwołują się do ważnych chwil potęgi tego państwa oraz kreują nowych bohaterów i wartości na których zależy władzy. Trzeba odciąć się od komunizmu, od tamtych postaci, więc często pisze się historię na nowo, tym razem malując w pięknych barwach np. białych - walczących nie tylko o utrzymanie systemu jaki znali, ale i wartości, na których ich zdaniem opierała się potęga Rosji.      

Przy niektórych scenach można trochę się pośmiać (jednym strzałem zatopić statek to nawet Bond by nie potrafił), ale w końcu nie musimy tu szukać na siłę realizmu. To film nie tyle historyczny, co w dekoracjach i kostiumach. Cały przebieg wydarzeń, klimat wybuchu rewolucji październikowej i walki z czerwonymi - musimy potraktować jako "wariacje na temat", bo jest to pokazane w sposób dość fragmentaryczny, ważniejsze jest przedstawienie wspaniałości postaci naszego bohatera i samego romansu. Sam Admirał Kołczak - naczelny dowódca floty czarnomorskiej, a potem jeden z dowódców Białej Armii to rzeczywiście postać ciekawa, choć pewnie szkoda, że nie został pokazany w sposób ciut mniej pomnikowy.  
Z epickim rozmachem. I jeżeli tylko nie będziemy zbyt wiele oczekiwać - ogląda się całkiem przyjemnie. A jeżeli wzruszają kogoś takie historie to powiedziałbym nawet, że spodoba się na pewno!
Film można obejrzeć na platformie iplex.pl   
                                                                  

9 komentarzy:

  1. Obszerny wątek miłosny spycha na dalszy plan sceny batalistyczne, jak i samo pojęcie wojny. Ale jak piszesz da się zobaczyć, a patos jakoś przetrawić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż mnie rzec - ja jestem kobietą, mnie się podobają pastelowe części z życie białoarmiejców i pań, które za mundurem sznurem. Fakt, że nie oczekiwałam, ze mnie to historii nauczy. A, że mam romantyczną naturę, podsycaną kostiumowymi filmami BBC, to moje oczekiwania film spełnił. Podobno był też serial, który więcej historii miał, mniej romansu, ale jak to w film wcisnęli, to może się bardziej romantycznie zrobiło? Scen modlitwy żółnierzy nie pamiętam. Rosjanie w ogóle są raczej egzaltowani, czyli modlą się w piersi waląc, piją z trzaskiem szkła, śpiewają płacząc itd. Może to stąd?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. och tu nie tylko modlitwy i Bóg na ustach, ale nawet car dając awans ikoną błogosławi... Dużo tego i wyraźnie we wszystkich filmach historycznych (1612, Taras i in.) ta więź cerkwi z władzą mocno podkreślana. Obecnej władzy jakoś też tak bardzo po drodze mimo że Putin chyba nie wierzący. I jakoś nikt się nie piekli jak u nas gdzie nawet wierzącemu by najchętniej zabronili

      Usuń
    2. Putin niby nie wierzący, mówi, że kto raz był czekistą, to czekistą pozostaje na zawsze, ale podczas tych długaśnych mszy cerkiewnych (w czasie Bożego Narodzenia np) stoi w Moskwie ze świeczką w garści całymi godzinami. Ot, taki pobożny czekista:)))

      Usuń
  3. Podobnie jak kasia.eire - jako kobieta (widzka:) jestem zachwycona tym filmem, który - według mnie - spełnia najwyższe wymagania gatunku "wojna i miłość". Kupiłam go w Biedronce w celach naukowych (przypominam sobie rosyjski), nawet nie wiedziałam, kto to Kołczak i w ogóle, o co chodzi. Oglądałam i chusteczki do nosa (do łez, znaczy:)były potrzebne w dużych ilościach. Właśnie przy tych, być może dla Ciebie śmiesznych, patetycznych, rozmodlonych scenach łzy same mi leciały ze wzruszenia. I tylko żal, że nasi filmowcy czegoś podobnego nie potrafią zrobić. Porządne kino w starym stylu! A poza tym, od tego filmu począwszy, pokochałam "białych Rosjan" i nauczyłam się rozdzialać ich od czerwonych, czego wielu naszych rodaków nie potrafi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fakt, że w starym dobrym stylu, kiedyś sporo tego typu produkcji było i pamiętam, że oglądały się całkiem nieźle. Może z wiekiem jakiś bardziej marudny się zrobiłem, nawet amerykańskie rzeczy teraz mnie tego typu drażnią. Choć doceniam rolę takich filmów jako "wzruszaczy" i uważam że są 10 razy lepsze niż osadzone współcześnie komedie romantyczne.
      Ale tu i aktorstwo trochę sztuczne, nie sądzicie?

      Usuń
    2. ufff, to mi ulżyło, bo ja już myślałam, że mam coś z kanałami łzowymi, że mi się tak uaktywniają przy filmach łatwo. Dobrze, że Alicja zrobiła comming out, to ja też się przyznam.
      Ja tam nie wiem, czy oni sztuczni czy nie, mnie się oglądało świetnie. Ta egzaltacja ojczyźniana dla mnie wpisana jest w ten gatunek, jeśli o Rosjan idzie, więc się tym jakoś nie przejmuję. A Pop zawsze stał w cienniu cara, a ci z tą wiarą to różnie, bo niby gadali, ze Ruś święta i wiara święta i ma być tak jak było za dziadów, a sami sobie z tego nic nie robili. Jak też i w innych krajach z innymi kościołami. Akurat u Rosjan te ikony mnie nie dziwią

      Usuń
    3. Mnie się tak łatwo kanały łzowe nie uaktywniają, ale przy tym filmie ryczałam jak bóbr. Szczególnie wzruszyła mnie ostatnia scena, kiedy zrzucają ciało Kołczaka do przerębla w kształcie krzyża i on idzie powoli na dno, tak jakby rycerz-męczennik za wiarę wstępował do nieba. Można się z tego śmiać, ale mnie ruszyło. (podobnie jak śmierć Podbibięty, ale to inna bajka)
      Czy ja wiem, czy oni grają sztucznie? Może inna szkoła gry niż amerykańska, ale wydaje mi się, że grają dobrze. No i ta uroda aktorów, i scenografia, i tłum statystów, plenery, i te mundury carskiej floty... Piękny świat to był - ta carska Rosja...

      Usuń
    4. widać, inne rzeczy mnie wzruszają bo tu obyło się bez łez. A bez wstydu muszę się przyznać, że i mi się zdarza pociągać nosem na filmach...

      Usuń