Notka z fotkami z wypadu do Pragi pewnie w ciągu kilku dni, a na razie kolejna lektura autorstwa Czecha. Mam jakąś fazę ostatnio na literaturę z tego kraju. I praktycznie bez pudła, bo zarówno nowe rzeczy, jak i klasyka, po prostu czytają się świetnie. Na stosie jeszcze kilka leży, a ja już zacieram ręce na myśl o buszowaniu na Targach w Warszawie. Stoisko Wydawnictwa Akurat na pewno nie pominę. Większość wydanych przez nich tytułów już znam, ale liczę na jakieś nowości.
Petr Sabach. Która to już jego książka u mnie recenzowana? Możecie sprawdzić w zakładce przeczytane. Uwielbiam jego gawędziarski styl, lekko nostalgiczny, ale też z ogromną dawką humoru. Nic dziwnego, że tak często jego powieści z dość pokręconymi bohaterami są w Czechach filmowane.
Tym razem opowieść (jak zwykle za szybko się kończy) kręci się wokół dowodu osobistego. Ale nie tego obecnego, plastikowego, o który mało kto pyta. Przed rokiem 89 ta książeczka była czymś cholernie ważnym, a jeszcze trochę wcześniej obywatel musiał mieć tam wpisane nie tylko miejsce zamieszkania, ale np. takie informacje jak zatrudnienie. Niby powinno się taki dokument przyjmować z dumą, jako dowód na przekroczenie pewnego progu dorosłości (choć w Czechach dostaje się go wcześniej), ale dla każdego była to też smycz, na której trzymało go opresyjne państwo.
Sabach opisuje przeróżne historie: zabawne, lekkie, ale i takie dość bolesne, gdy trzeba było spędzić ileś godzin, czy dni na przesłuchaniach, w celi. A wszystko dlatego, że człowiek mógł po prostu wydać się podejrzany. Nie musiał nawet nic zrobić. Władza zawsze ma rację i żadne tłumaczenie nie pomoże. Stałeś koło rzucającego kamieniami w milicję - jesteś winien. Oj, niewesołe to czasy, mimo, że czasem to ma klimat jak filmy Barei. Nic dziwnego. Młodzi ludzie zawsze lubią się zabawić, a piwo i czasem coś mocniejszego, urozmaicało te smutne lata. W "Dowodzie osobistym" leje się więc mnóstwo piwa, jest męska przyjaźń, są wspólne wygłupy i wściekanie się na tych, którzy są kapusiami. Jest praska wiosna, chwila oddechu i potem znowu zamordyzm. Okazuje się jednak, że może przyjść chwila upragnionej zemsty za pałowanie. I to w bardzo nieoczekiwanych okolicznościach.
Książkę przeczytałem w pociągu do Pragi, tłumacząc parę razy córce z czego tak rechoczę, ale tak to z tym autorem mam. Pisze na tyle lekko, z humorem, że nawet bardzo trudne sprawy jakoś przyjmuje się ze spokojem... Takie to już cholerne życie bywa i nic się na to nie poradzi. Czesi wolą obśmiać, przejść dalej, nie rozpamiętywać, napić się za tych, którzy odeszli. Jedyne co ważne, to mieć z kim to zrobić, mieć przyjaciół, bo jak tego nie ma, to co to za życie.
Zabawne, ale wcale nie głupawe, a zamieszczone w tekście wierszyki, pisane przez jednego z kolegów autora (brawa dla tłumaczki: Julii Różewicz) to prawdziwe perełki :)
Petr Sabach. Która to już jego książka u mnie recenzowana? Możecie sprawdzić w zakładce przeczytane. Uwielbiam jego gawędziarski styl, lekko nostalgiczny, ale też z ogromną dawką humoru. Nic dziwnego, że tak często jego powieści z dość pokręconymi bohaterami są w Czechach filmowane.
Tym razem opowieść (jak zwykle za szybko się kończy) kręci się wokół dowodu osobistego. Ale nie tego obecnego, plastikowego, o który mało kto pyta. Przed rokiem 89 ta książeczka była czymś cholernie ważnym, a jeszcze trochę wcześniej obywatel musiał mieć tam wpisane nie tylko miejsce zamieszkania, ale np. takie informacje jak zatrudnienie. Niby powinno się taki dokument przyjmować z dumą, jako dowód na przekroczenie pewnego progu dorosłości (choć w Czechach dostaje się go wcześniej), ale dla każdego była to też smycz, na której trzymało go opresyjne państwo.
Sabach opisuje przeróżne historie: zabawne, lekkie, ale i takie dość bolesne, gdy trzeba było spędzić ileś godzin, czy dni na przesłuchaniach, w celi. A wszystko dlatego, że człowiek mógł po prostu wydać się podejrzany. Nie musiał nawet nic zrobić. Władza zawsze ma rację i żadne tłumaczenie nie pomoże. Stałeś koło rzucającego kamieniami w milicję - jesteś winien. Oj, niewesołe to czasy, mimo, że czasem to ma klimat jak filmy Barei. Nic dziwnego. Młodzi ludzie zawsze lubią się zabawić, a piwo i czasem coś mocniejszego, urozmaicało te smutne lata. W "Dowodzie osobistym" leje się więc mnóstwo piwa, jest męska przyjaźń, są wspólne wygłupy i wściekanie się na tych, którzy są kapusiami. Jest praska wiosna, chwila oddechu i potem znowu zamordyzm. Okazuje się jednak, że może przyjść chwila upragnionej zemsty za pałowanie. I to w bardzo nieoczekiwanych okolicznościach.
Książkę przeczytałem w pociągu do Pragi, tłumacząc parę razy córce z czego tak rechoczę, ale tak to z tym autorem mam. Pisze na tyle lekko, z humorem, że nawet bardzo trudne sprawy jakoś przyjmuje się ze spokojem... Takie to już cholerne życie bywa i nic się na to nie poradzi. Czesi wolą obśmiać, przejść dalej, nie rozpamiętywać, napić się za tych, którzy odeszli. Jedyne co ważne, to mieć z kim to zrobić, mieć przyjaciół, bo jak tego nie ma, to co to za życie.
Zabawne, ale wcale nie głupawe, a zamieszczone w tekście wierszyki, pisane przez jednego z kolegów autora (brawa dla tłumaczki: Julii Różewicz) to prawdziwe perełki :)
PS A gdy dojdziemy już do czasów współczesnych robi się bardziej gorzko. Teczki, sprawdzanie kto donosił, kariery tych, którzy nagle wyciągają swoją opozycyjna przeszłość i robią z siebie bohaterów. Jak tu normalnie żyć panie, kiedy to wszystko odbiera przyjemność normalnego klapnięcia z kuplami przy piwie.
Więcej o książce tu
No i zmarło mu się niestety, 66 lat :(
OdpowiedzUsuńano niestety... ale może jeszcze jakiś starszy z jego tytułów trafi do rąk polskich czytelników
Usuń