poniedziałek, 15 maja 2017

The walk. Sięgając chmur, czyli dla tych kilku minut?

Chyba minęły czasy, gdy nazwisko Roberta Zemeckisa było gwarancją dobrego widowiska. Zadziwiające, że taki temat jak życiorys i wyczyny Philippe Petit'a, chodzącego na linie na ogromnych wysokościach, w filmie dokumentalnym podobno wypadał dużo lepiej (muszę teraz sprawdzić "Człowieka na linie") niż w filmie fabularnym z olbrzymim budżetem.

Jejku, może i parę scen jest ładnych wizualnie, kilka jest zabawnych, czy trzymających w napięciu, ale między nimi rozpina się olbrzymia przestrzeń nudy. Najgorsze chyba są komentarze Josepha Gordona-Levitta, który gra głównego bohatera - niby nic nie zdradza, ale już sam fakt, że stoi przed nami, oznacza, że przynajmniej się nie zabił, więc połowa emocji od razu znika.


Oj słabo wyszło Panie Zemeckis. Aktorsko, scenariuszowo, reżysersko... No dobra, zdjęcia są mocną stroną, ale dla tych kilku minut w końcówce siedzieć w oczekiwaniu czy coś się wydarzy? Wieże World Trade Center na ekranie są jak nowe, przestrzeń robi wrażenie (pewnie większe w kinie i na 3D), tylko jak na taki wariacki czyn, wszystko wydaje się takie zwyczajne, brakuje tego dreszczyku.
Nie udało się też jakoś sprawić, by widz polubił tę postać.
Linoskoczek, ekipa równie zakręconych świrów i marzenie, do którego ich zaraził. Hmmm. Wiecie, co? Obejrzyjcie zwiastun. Albo wycięty kwadrans. To wystarczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz