sobota, 4 czerwca 2016

Czerwone gardło - Jo Nesbo, czyli kto zdrajcą, a kto bohaterem

Maj już za mną i cieszę się, że się skończył - pod koniec chodziłem już prawie na rzęsach ze zmęczenia - wziąłem na siebie chyba zbyt wiele recenzji i choć zwykle cieszyłem się, że dzięki zleceniom od Allegro porządkuję różne stosy i nadrabiam zaległości, tym razem po prostu przesadziłem. Kilka świetnych lektur za mną (głównie reportaże z Dowodów na Istnienie), ale czytanie pod presją czasu jest fatalne. Pod koniec marzyłem już o jakimś odwyku od czytania, o czymś mniej zobowiązującym. Z książką chodziłem wszędzie, nawet wziąłem jedne dzień urlopu, by tylko temu się poświęcić... Chwile wytchnienia (nieliczne np. w drodze do pracy, gdy jechałem rowerem lub szedłem) przeznaczyłem sobie też na lekturę, ale na szczęście bez przymusu. W słuchawkach czytał się Nesbo - a więc powracam do historii, którą kiedyś zakończyłem "Karaluchami". 

Harry Hole to dla mnie jeden z ciekawszych bohaterów serii kryminalnych - samotnik, ze skłonnością do alkoholizmu, wcale nie jakiś genialny, ale na pewno uparty. I przyznam, że wracam do niego z przyjemnością - zapewnia mi zawsze może nie tyle spektakularną akcję, ale ciekawie budowane napięcie i zgrabną fabułę, która trzyma w napięciu do samego końca. Tu liczy się nie tylko to co przydatne dla samej sprawy, bo Nesbo umiejętnie wplata w powieść różne wątki, łączy je, potem nie wszystkie do końca wykorzystuje, ale każdy z nich ma tu jakiś sens. Tło obyczajowe, jakieś sprawy z przeszłości, kłopoty w jakie wikłają się poszczególne postacie, z Harrym na czele... Oj tak, ten cykl jest naprawdę smakowity. "Czerwone gardło" rozpoczyna mniejszą serię, tzw. trylogię z Oslo, więc mam nadzieję, że szybko zafunduję sobie ciąg dalszy, aby pewne sprawy poukładały się jeszcze bardziej.


Książka mocno mnie zaskoczyła, bo początek zapowiadał się sensacyjnie (domniemany zamach na prezydenta USA), a potem tempo nagle zwalnia i idziemy w zupełnie inną stronę. Ogromną rolę odgrywają tu wątki z przeszłości, a dokładniej z drugiej wojny światowej - wspomnienia żołnierzy, norweskich ochotników do SS, którzy walczyli na froncie wschodnim. I znowu zaskoczenie, bo wcale nie łączą się one wcale w jakiś oczywisty sposób z teraźniejszymi kłopotami z faszystami, jakie ma policja i społeczeństwo. Oczywiście potem wszystko się powoli układa, ale mniej więcej, do połowy, czytelnik naprawdę ma problem, żeby poukładać to w zgrabną całość i połapać się, które postacie będą miały coś wspólnego z wątkami z lat 40.
Staruszek sprowadzający sobie snajperski karabin, neonaziści, którzy rozwalają głowy kijami bejsbolowymi imigrantom, rozliczenia tych, którzy w trakcie wojny stanęli po stronie Hitlera i rozważania na temat tego kto ma prawo do dokonywania takich rozliczeń moralnych, miłość wśród bombardowań i uczucie jakie ogarnia Harry'ego Hole - sporo tego i czasem ma się nawet wrażenie, że akcja przez to zwalnia, że nie wiadomo co stanie się główną zagadką. Ale na koniec - pełna satysfakcja!
Panuje opinia, że Nesbo z tomu na tom jest coraz lepszy i rzeczywiście, chyba w zestawieniu z Policją, tam miałem jeszcze więcej frajdy. Chociaż może to tylko wrażenie - w końcu każdy by chciał, by morderstwo policjantki, przyjaciółki bohatera, nie uszło sprawcom na sucho, a tu zostało to w zawieszeniu. Może następne dwa tomy trylogii dadzą odpowiedź. Ale najpierw chyba nowy Wroński!

3 komentarze:

  1. Nesbo ciągle przede mną, ale po Twojej recenzji, wiem, że naprawdę mam na niego ochotę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa jestem tej książki, miałam Łowcy głów Nesbo, ale nawet do połowy nie dotarłam, a na półce u mnie leżą Karaluchy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Harry Hole ma zupełnie inny klimat niż Łowcy - co prawda ich nie czytałem, ale film wskazywał, że to taka sensacja na granicy makabreski

      Usuń