piątek, 24 czerwca 2016
Shantaram - Gregory David Roberts, czyli w poszukiwaniu spokoju
Zadziwiająca powieść. Blisko 800 stron fascynującej przygody, życia pełnego adrenaliny, ryzyka, miłości, w dodatku w scenerii Indii. Już to mogłoby sprawić, że książka byłaby interesująca, ale ekscytację czytelników podnosi fakt iż wszystko co jest tu opisane to fragmenty biografii autora. Książkę pisał w więzieniu, w trakcie kolejnej odsiadki i można powiedzieć, iż była to dla niego pewnego rodzaju terapia i próba uporządkowania życia. Po raz kolejny zresztą. Czymże innym były jego wcześniejsze decyzje - po ucieczce z więzienia, wyjeżdża z Australii, by na fałszywym paszporcie przyjechać do Indii, a tam zdaje się zupełnie na los, na spotkanych ludzi, dzięki którym angażuje się w kolejne zdarzenia, nie przywiązując się ani do miejsca, ani do niczego co posiada. Wolność. Marzenie i przekleństwo jednocześnie. Bo jeżeli raz się weszło w konflikt z prawem, uciekło przed sprawiedliwością, będzie się za tobą to ciągnąć, a pokusa by przechodzić "na ciemną stronę mocy" jest ogromna.
Fascynująca jest psychika głównego bohatera - wrażliwego na ból, nieszczęścia, służącego bezinteresownie innym pomocą, a następnego dnia, bez żadnych wyrzutów sumienia pracującego dla mafii, wcale nie unikającego przemocy. "Shantaram" znaczy "boży pokój" - tak właśnie nazwali go nowi przyjaciele, którzy pokochali go za cierpliwość, skromność, spokój. Ale ile tak naprawdę tego pokoju w sobie ma facet, który daje hoduje w sobie gniew, pragnienie zemsty, który wciąż nie może znaleźć dla siebie miejsca? Nawet przyjaźń znaczyła dla niego chyba coś zupełnie innego niż dla nich - często odchodził, by spróbować czegoś nowego, bo pchało go w kierunku, który jak mu się wydawało, mógłby skrzywdzić tych, którzy byli blisko... Ale tym samym odrzucał coś cennego, co mógł docenić dopiero gdy to utracił.
Niby dzieje się tu sporo, ale i tak trudno nazwać tę książkę zaszufladkować jako powieść akcji - sensację, czy przygodę. Zbyt wiele tu rozważań filozoficznych, niewiele wnoszących w fabułę dialogów na temat relacji i uczuć między różnymi osobami. Oj nie brakuje tu dłużyzn. A jednak czyta się z coraz większym zainteresowaniem... Wiecie dlaczego? Nie tylko by dowiedzieć się, w którą stroną zagna jeszcze bohatera, jak skończy się jego poszukiwanie swego miejsca. Najciekawsza dla mnie była atmosfera miejsc, które Roberts opisywał - od ulic, slamsów, spelunek, aż po najlepsze hotele w mieście. "Shantaram" tętni życiem, bohater daje się porwać jego nurtowi w przeróżnych kierunkach - doświadcza zarówno nędzy jak i bogactwa, dobroci i gangsterskich porachunków. Mnogość postaci wśród których się obraca nie pozwala skupić się na dłuższą chwilę na losach jednej, zaprzyjaźnić się z nią, ale przecież niektóre z nich aż się o to proszą, by poświęcić im więcej miejsca. Szczególnie dotyczy to Hindusów. Dzięki temu, że autor żył wśród nich tak blisko, te wszystkie opisy są tak barwne i realistyczne. Te niuanse dotyczące zwyczajów, języków, kast, interesów, sposobów na zarabianie, patrzenia na przyszłość, łapówek, znajomości - ten barwny świat jaki kreśli przed nami Roberts po prostu fascynuje. Widzimy miasto ich oczami, żyjemy ich problemami. Przynajmniej dla mnie - było to nawet ciekawsze niż wszystkie jego przygody.
Facet wciąż gonił za czymś: za miłością, za pieniędzmi, za poczuciem przynależności, czy obowiązku wzajemnej pomocy. Nie mogąc zdecydować się na jedno, wciąż tracił z oczu cel, nawet jeżeli był bardzo blisko, bo gonił już w inną stronę. Jego rozgoryczenie, gdy wspomina różne zdarzenia, zastanawia się nad błędami, świadczy o tym, iż rzeczywiście dojrzał, że czegoś się nauczył. Wcześniej jednak zebrał od życia twardą lekcję...
A teraz? Napisał powieść. Chyba nie po to by się czymś chwalić. Może by pokazać ile trzeba się nacierpieć, ile trzeba popełnić błędów, by dojść do jakiejś równowagi?
Za powieść kłaniam się nisko księgarni Nieprzeczytane.pl
Coraz częściej kupuję właśnie u nich, bo ceny mają naprawdę świetne :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dziwne odczucia miałam czytając "Shantaram". Żeby nie było - wciągnęła mnie, jak najlepszy kryminał. Zwrotów akcji, bohaterów i przygód starczyłoby na dobre parę sezonów serialu ;). Ale były momenty, które zgrzytały mi w zębach (znaczy się w uszach chyba) - głównie użytym językiem przy kawałkach "filozoficznych" i miłosnych. Zgrzytały i zgrzytały, dopóki nie wpadłam na to, że taki styl i kwiecistość właściwie bardzo pasują do atmosfery Indii, trochę gdzieś tam brzęczą jakąś bollywoodzką piosenką ;).
OdpowiedzUsuńWiele tu osób przewija się przez całą powieść, ale są tak świetnie nakreślone, że niewiele jest takich, wobec których byłam obojętna. A to ktoś cię irytuje, ktoś inny straszy, temu współczujesz i tak przez cały czas. Fajnie - smucić się, bo własnie zabili zawodowego, bezwzględnego mordercę, to nie spoiler - tam jest wielu morderców ;). A, i kocham Prabakera, oczywiście :)))
I masz rację - atmosferę Indii Roberts buduje świetnie.
A takie pytanie - lubisz go? To znaczy samego Robertsa, a może raczej postać, którą był w książce?
no właśnie nie lubię :) i drażnił mnie miejscami i on i styl opowiadania, ale może właśnie to sprawia, że książka ma charakter? Przypominało mi się Miasto Słońca, choć było dużo bardziej dramatyczne (i też na faktach chyba).
UsuńNo ja też nie bardzo go lubię :) Ma niby wszystkie cechy bohatera "do lubienia", ale często jest po prostu irytujący. Co nie umniejsza faktu, że na pewno przeczytam drugą część ;)
UsuńJa też zachwyciłam się tą książką, chociaż nie do końca we wszystko wierzę. Autor oddał atmosferę tamtych miejsc swoim pisaniem. A przynajmniej moje wyobrażenie o tych miejscach.
OdpowiedzUsuńw wywiadach twierdził, że to jego doświadczenia lub coś z czym się zetknął... W sumie masz rację, że niektóre fragmenty brzmią niewiarygodnie (więzienie). Ale całość ma klimat!
Usuńja na pewno też! A jutro puszczam książką na wymienialni - niech się nią cieszą inni!
Usuń