Niby główny bohater nie jest stąd, ale jakoś dobrze wpasował się w tą społeczność, zaakceptowali go, a i on poczuł jakąś więź.
Wszystko zaczyna się od tego, że do niewielkiej mieściny na północy w Estońskiej Republice Radzieckiej, do pracy w szkole przybywa nowy nauczyciel. Papiery imponujące, co więc robi na takim zesłaniu - od początku dyrektor szkoły ma go na oku i podejrzewa o ukrywanie jakiejś tajemnicy. I my też czujemy, że coś w tym jest. Opuścił Leningrad, ewidentnie się ukrywa i męczy go ta mieścina, w której nic się nie dzieje. To od niego zaczną się pewne przemiany w mentalności tych ludzi - jemu trudniej pogodzić się z tym, że czegoś nie można albo "się nie da". Wymuszone zajęcia sportowe, które ma prowadzić po lekcjach na początku są dla niego drogą przez mękę, ale widząc entuzjazm dzieciaków, zaczyna coraz bardziej to lubić.
Szermierka w Związku Radzieckiem? Jak widać można. Od jednego pasjonata zaczęło się coś ważnego. Niby nie ma tym filmie jakichś hollywoodzkich poruszających emocje sztuczek, ale może właśnie dlatego, że jest trochę inny, bardziej zwyczajny, szczery, ogląda się to z przyjemnością. Poruszające jak te dzieciaki, wyrastające bez ojców, bez wzorców, z matkami pracującymi na dwa etaty, lgną do kogoś, kto poświęci im choćby troszkę uwagi.
Nie przekonują mnie filmy amerykańskie, których fabuła dotyczy innych narodów. Klimat tych filmów zawsze będzie amerykański. Przekonałam się na wielu filmach. W tym szczególnie pokazujących Rosjan.
OdpowiedzUsuńWole takie skromne produkcje, które wiele przekazują ale sposób niepretensjonalny.
coś w tym jest co mówisz. Tam wszystko się upraszcza, podkreślając jedynie najbardziej dramatyczne momenty. Ale zobacz, że nasze próby opowiadania historii "po amerykańsku" ostatnio wychodzą całkiem fajnie (filmy o Relidze, Kukluńskim)
UsuńNie oglądałam, ale sądzę, że nasi się nauczyli inaczej myśleć i mają więcej może kasy na filmy niż to było dawniej. A poza tym mam wrażenie, że nasze klimaty, gdy już nie przestały być socjalistyczne nie tak znów bardzo odbiegają od tych zachodnich czy nawet amerykańskich...
Usuńchyba nie tylko o kasę chodzi - mieliśmy taką tendencję, by rozdrapywać różne rany, dołować i raczej niewiele było u nas optymistycznych zakończeń, jakiegoś wzmocnienia dla widza. A może jednak warto opowiadać też dobre historie?
Usuń