niedziela, 5 czerwca 2016

Unicestwienie - Jeff Vandermeer, czyli szkiełko i oko nie wystarczą


Zdarza się Wam czasem książka, z którą nie bardzo wiecie jak sobie poradzić? Która zaskakuje, ale w taki dziwny sposób. Mówisz sobie: cholera, na pewno oryginalne, ale i dziwne zarazem, coś mnie w tym uwiera. 
Tak właśnie miałem z „Unicestwieniem” - pierwszą częścią cyklu „Southern Reach”. Niby pewne klimaty wydawały się znajome: można wskazywać podobieństwa do serialu Lost, do Kinga, Strugackich, może Lema, Silverberga, ale zawartość zaproponowana przez Jeffa VanderMeera, potem nijak nie przystaje do naszych oczekiwań. Tak jakby ktoś poprzestał na budowaniu samego klimatu tajemnicy, uznając, że dziać się już nie musi nic. A może za bardzo przyzwyczailiśmy się do współczesnej Sci-Fi, do tego, że „musi się coś dziać”? Na pewno więc nie wszystkim ta historia podpasuje, ale trudno odmówić jej pewnej świeżości. Tajemnica jest tu istotniejsza niż akcja. Powiedzcie jednak sami: tak było i w pewnym sensie u Lema, choćby w Solaris - zawsze stawianie pytań, czy jakieś przesłanie, było dla niego ważniejsze, niż doprowadzenie akcji do jakiegoś finału.
Nawet ta myśl jest podobna - człowiek nie jest w stanie objąć rozumem wszystkiego, a gdy napotka coś niepojętego, ma ochotę z tym walczyć, bo się boi. 
Ale tu Jeff VenderMeer rozpisał to od razu na trylogię, więc ciężko w tym pierwszym tomie się połapać. Klimat jest, ale jakoś chyba nie mam ochoty zbyt szybko sięgać po kolejne tomy.



Człowieka od zawsze kuszą wszelkiego rodzaju zagadki, niedostępne miejsca i tajemnice – niby budzą one strach, ale jednak pragnienie, aby wszystko było pod kontrolą, czyli zdobyte, zbadane i oswojone, jest silniejsze. Dlatego gdy pojawiła się Strefa X, od początku próbowano ją zbadać, śląc kolejne grupy badaczy. Jednak każda kolejna wysłana tam wyprawa zamiast przybliżać ludzi do rozgryzienia tajemnic, raczej jeszcze je zwiększa. Członkowie ekspedycji znikają w niewyjaśnionych okolicznościach, umierają, popełniają samobójstwa, a nawet jeżeli wracają, to na pewno nie tacy sami. Tak jak mąż głównej bohaterki – chyba to był jedna z przyczyn, dla których po jego śmierci sama postanowiła również zgłosić swój udział w misji, mając nadzieję, że znajdzie tam również odpowiedzi na dręczące ją pytania.

Uczestnicy każdej ekspedycji zaczynają trochę od zera – dostają niewiele informacji, mają zakaz zabierania i używania jakichkolwiek nowoczesnych urządzeń, a zadanie jest wciąż to samo: zbierać jak najwięcej obserwacji, prowadzić dzienniki, zapiski, aby dostarczyć jak najwięcej danych do analizy. Tym razem, dwunasta wyprawa to same kobiety: psycholożka, antropolożka, geodetka i biolożka. Żadnych imion, żadnych bliższych informacji. Nie ma dowódcy, nie ma jednoznacznych dyspozycji: mają współpracować ze sobą, a gdy tylko napotkają na coś dziwnego, niebezpiecznego, spokojnie się wycofać. Od początku jednak wszystko idzie nie tak. Strefa ewidentnie na nie oddziałuje, a to co napotykają trudno im w jakikolwiek sposób wyjaśniać, czy analizować. W narastającym między nimi napięciu, przestają ufać nie tylko sobie nawzajem, ale powątpiewają nawet we własną poczytalność. 
Przełomem jest odkrycie wieży (jak ją nazywa biolożka), czy też podziemi, prowadzących wgłąb ziemi. Dziwne napisy na ścianach, porosty, które mogą być jakąś formą życia, które po dostaniu się do ludzkiego organizmu mogą zmieniać ich psychikę - chyba właśnie te opisy strefy, dziwnego ekosystemu, odkrywanie tajemnic związanych z poprzednimi ekspedycjami są tu najciekawsza. No i zmieniająca się psychika głównej bohaterki, którą obserwujemy poprzez prowadzone na bieżąco zapiski. 
A sama akcja? Cóż – może rozczarować. Cały czas oczekujemy bowiem jakiegoś przełomu, jakiegoś sensacyjnego odkrycia, czegoś co przełamie tę ciągłą niepewność, oczekiwanie, narastającą grozę. „Unicestwienie” jest niczym horror, w którym cały czas się ktoś boi, coś sobie wyobraża, ale nawet na chwilę nie pokaże się widzowi/czytelnikowi na ile to jest realne i co to jest. Może to wszystko jest efektem hipnozy albo halucynacji? Przecież do Strefy X wchodzi się właśnie w ten sposób – podobno, by zmniejszyć ból wywołany przejściem przez bramę. 
Co się stało w Strefie X? Katastrofa ekologiczna? I co dzieje się z ludźmi z kolejnych ekspedycji - czy przypuszczenie, że zostają, ale są przemienieni może się potwierdzić? A może ogarnięci szaleństwem i wizjami, sami się nawzajem mordowali? Tajemnica pewnie rozstrzygnie się w kolejnych tomach. 
PS Ale okładka piękna, nie?

2 komentarze:

  1. Wszystkie trzy okładki piękne.
    Czytałam to, ale z opinią wstrzymuję się do czasu skończenia trylogii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. być może moja opinia też się zmieni po lekturze całości

      Usuń