Wracam do reportaży wydawanych przez wydawnictwo Dowody na istnienie i wiecie co? Tak jak ostatnio miejsca na półkach tak mało, że książki staram się oddawać, to tej serii po prostu nie oddam. Szczególnie, że w kilku autografy - pani Hanny też. Te teksty, mimo że mają ponad 20, 30 albo i więcej lat naprawdę się nie starzeją. Możemy być tylko wdzięczni za te wznowienia, bo to kapitalny pomysł!
Nowe wydanie "Sześciu odcieni bieli" to teksty nie tylko z wydania pierwotnego po tym tytułem, ale również z innego tomiku, który został zniszczony przez władze i ukazał się jedynie w drugim obiegu pod tytułem "Trudności ze wstawaniem". To dodatkowy smaczek - jak przewrażliwiona była władza w PRL na swoim punkcie, skoro nie można było drukować nic co mogłoby rzucić jakiś cień na nasz ustrój i życie w pełnym dobrobycie i szczęśliwości pod opieką Wielkiego Brata.
Niesamowite w tych reportażach jest to, że większość z nich (wyjątkiem jest ten o Annie Walentynowicz, ale też wtedy była mało znana) opowiada o ludziach zupełnie zwyczajnych, wcale nie wyjątkowych, a czytamy to z takimi wypiekami na twarzy, że w życiu bym się nie zamienił gdyby ktoś w zamian dawał mi wywiad z jakimś celebrytą. Bo tu nie ma udawania, pozy. Jest szczerość. I prawda, którą ludzie mają ochotę opowiedzieć o sobie.
Choć
zmieniają się czasy i żyje się w zupełnie innym tempie, te historie wciąż poruszają. Po prostu – nadal można odnaleźć w
nich jakąś uniwersalną prawdę o życiu. U
Hanny Krall wszystko, począwszy od tytułów reportaży, jest trochę
skondensowane. Tak jakby wystarczyło kilka zdań wypowiedzianych
przez jakąś postać, aby ją poznać. To przecież nieprawda. Jak
się jednak okazuje, można dzięki temu uchwycić jakąś ważną
chwilę, emocję, stan w jakim ktoś jest. I o to tu chodzi. Ludzie
przecież, podobnie dziś jak i trzydzieści lat temu, kochają
podobnie. Przeżywają rozgoryczenie, żal, tęsknotę, marzenia,
radości czy szczęście tak samo. Może dlatego te teksty wydają
nam się tak bliskie. Nie zapamiętamy imion, detali, ale niektóre
sceny tu opisane będziemy pamiętać pewnie długo. No i te pierwsze
zdania – zachwycające i wciągające nas od razu w konkretną
opowieść.
Zwykli ludzi i ich życie, słowa, gesty, motywacje, decyzje, wspomnienia... Są tak otwarci, szczerzy, czasem nawet zaskoczeni, że ktoś ich chce
wysłuchać. Krall umiejętnie wplata ich wypowiedzi w swoją
narrację, ale za każdym razem jej tekst nabiera jakby trochę
innego charakteru, przejmując energię z otoczenia i z emocji
bohaterów kolejnych reportażu. Opis miejsca gdzie rozmawiają,
gdzie wprasza się reporterka, czasem wiele dopowiada nam do tego co
bohater mówi o sobie.
Ileż tu niesamowitych historii. Jak choćby ta
o kasjerce, która wyprowadziła z banku ponad dwa miliony, choć
prawie nic z tego nie wydała na siebie, o iluzjoniście, którego
partia postawiła na czele struktur ZSMP, o prowadzeniu w PRL poradni
życia seksualnego, o zapaleńcach, którzy porzucają miasto, by na
wsi nieść sztandar postępu, robotnikach walczących w swoich
zakładach z nieuczciwymi przełożonymi. Nie mówcie, że to
przeszłość – przekonajcie się, że te teksty wciąż tętnią
życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz