wtorek, 7 czerwca 2016

Niebieskie pigułki - Frederik Peeters, czyli miłość może zwyciężyć strach

Dzięki Piotrowi z DKK z Ochoty, mogę wciąż kosztować nowych dla siebie obszarów w sztuce komiksu. Jeżeli Ktoś nie zagląda do specjalistycznych sklepów i na półki w księgarniach, żeby pobuszować głębiej w albumach, pozostaje pewnie (jak i ja przez wiele lat) na etapie: to rozrywka, trochę dla takich dużych chłopców, którzy nie wyrośli z superbohaterów. Jest jednak wiele zeszytów, które mogą nas nieźle zaskoczyć - niosą w sobie tyle treści i emocji, opowiadają o ważnych sprawach... Może to połączenie wyobraźni rysownika i scenariusza, który ma w głowie, powinno jednak zasługiwać na więcej naszego szacunku i uwagi.
Jakiś czas temu (również dzięki Piotrowi recenzowałem album Parenteza, a dziś temat troszkę podobny: choroba, ale widziana z punktu widzenia nie samego zarażonego, ale towarzysza życia. Podobnie jak i tam opowieść oparta na wątkach biograficznych, bardzo osobista i szczera. I przez to naprawdę poruszająca.



Warstwa plastyczna nie jest jakoś szczególnie efektowna, ale ma sobie coś bardzo ciekawego: uwypuklenie tekstu, myśli bohatera, ale i pozostawienia wiele miejsca na naszą wyobraźnię. Niewiele jest ruchu, wszystko jest raczej statyczne, niczym zdjęcia. Autor nie boi się rysować prawie tę samą scenę przez kilkadziesiąt okien, z niewielkimi tylko zmianami gdy opowiada ważną rozmowę. Albo przelatujesz szybko strony wzrokiem, szukasz tekstu, by jak najszybciej iść dalej, a tu np. przez kilka stron znajdujesz raptem kilka słów... I dostrzegasz, że samymi rysunkami można kontynuować opowiadanie tej historii. Szczęście przeplatane z niepokojem, lęk, wątpliwości, które próbujesz odpędzić od siebie, zdając się na chwilę.
Niebieskie pigułkiPerspektywa śmiertelnej choroby zawsze wprowadza w związek chaos i cierpienie. Ale co jeżeli wiesz o niej od początku i musisz podjąć decyzję, narażając się jednocześnie na ryzyko zarażenia? Tak, domyślacie się - chodzi o AIDS. Cati nie tylko sama jest chora, ale ma też synka, który jest nosicielem wirusa. Frederik uczy się nie tylko akceptować kobietę z dzieckiem, po traumatycznym pierwszym związku, dorastać do odpowiedzialności, ale musi poradzić sobie też z własnymi lękami, uprzedzeniami, wstydem (jako tym powiedzieć innym, np. rodzicom?). Cały komiks składa się z prostych scen - rozmów, przytulania, seksu, posiłków, spacerów i rozmyślań, wizyt u lekarza. Ktoś spyta: i co w tym ciekawego? Ano uwierzcie, że lektura tego zeszytu wywołuje tyle różnych wrażeń i myśli, jak po niejednym dobrym filmie na ten temat.  
Nawet wątki edukacyjne podane są jakby mimochodem, całość ma raczej charakter szczerych, dość osobistych wspomnień i rozważań na temat miłości i bliskości.

Czy jest możliwe zbudowanie szczęśliwego związku mimo takiej cykającej bomby w organizmie jednego z partnerów? Co z dzieckiem? Czy kiedykolwiek pogodzi się z tym co mu zafundowano?

Podobno drugie wydanie w Polsce "Niebieskich pigułek" zawiera kilka plansz z nastoletnim już synem - może kiedyś uda mi się je zdobyć.

4 komentarze:

  1. Nie wiedziałem, że jest w Polsce drugie wydanie. Dawno temu czytałem pierwsze i powiem szczerze, jeden z najlepszych komiksów. Uwielbiam różne komiksy, też czytam od dziecka jak książki (30 stuknęła dawno temu ;)) a te "superbohaterskie" zarówno pod względem fabuły jak i wyglądu bardzo mnie odstręczają. Brrr. Wolę takie jak w Pigułkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też jakoś do superbohaterów nie mam serca... A dzięki kumplowi wciąż poznaję nowe twarze komiksu. Parteneza też świetna. A i dziś na warsztat biorę komiks

      Usuń
    2. Przeczytałem. :) U nas na Woli ostatnio pojawia się coraz więcej komiksów w bibliotekach więc poza swoim zainteresowaniem komiksem azjatyckim (manga i inne) sięgam po różne "dziwne" z biblioteki.

      Usuń