czwartek, 10 grudnia 2015
House of cards. Ograć króla - Michael Dobbs, czyli żądza władzy i nienasycone ambicje
Zanim słów kilka o "House of Cards" dwie szybkie sprawy. Na miejsce jednego z zakończonych konkursów wrzuciłem recenzję filmu o chyba najsłynniejszym terroryście Carlosie. A druga sprawa wymaga kliknięcia na banerek, który widzicie z prawej strony - znacie akcję Biblioteka Małego Pacjenta? Może się przyłączycie?
Po wczorajszym wpisie o Makbecie, coś jakby w podobnym klimacie. W końcu bohater "House of cards" też jest dolny do wszystkiego, byle tylko mieć władzę i z nikim się nią nie dzielić. Pamiętacie, pisałem o pierwszej części tej książki, którą wydał u nas ZNAK. Napisana lata temu (Michael Dobbs był w ekipie rządowej za czasów Żelaznej Damy) zainspirowała najpierw twórców serialu brytyjskiego, a potem genialnego amerykańskiego, w którym głównego bohatera zagrał Kevin Spacey. Od tego momentu na nowo obudziło się zainteresowanie pisarzem i oto dostajemy do łapek kontynuację losów jego bohatera - rzecznika partii Francisa Urquharta, który postanowił zawalczyć dla siebie o większy kawałek tortu.
W części drugiej jesteśmy już w zupełnie innej sytuacji. Co innego walczyć o nominację partii i o pokonanie konkurentów, a zupełnie co innego gdy jesteśmy już premierem i musimy zmagać się z opozycją, własnymi kolegami, mediami, opinią publiczną... No i w Wielkiej Brytanii jeszcze z królem. Ten, którego rola jest raczej jedynie prestiżowa i nie powinien się angażować w politykę rządu (pamiętacie jak pisałem o spektaklu Audiencja z Hellen Mirren?), okazuje się, że może zepsuć sporo nerwów.
Francis Urquhart ma na głowie zbliżający się kryzys gospodarczy, musi szybko wycofać się z różnych obietnic swojej partii, a jednocześnie wciąż jest na cenzurowanym - przejął przecież władzę bez wyborów, a w wyniku manipulacji i wywołania wielkiego kryzysu politycznego. Musi więc myśleć o wzmocnieniu swojej pozycji, a jednocześnie o mobilizacji szeregów zwolenników, w razie konieczności wyborów.
Jeżeli poza głosowaniami raz na kilka lat interesujecie się choć trochę polityką, to pewnie macie wyrobione zdanie o tym jak to wygląda od kuchni. Bycie premierem to przecież bycie wciąż "na widelcu", bo opinia publiczna bardzo łatwo może zmienić zdanie i dzisiejszy ulubieniec, może stracić swoją popularność bardzo szybko.
Co zatem robić by władzy łatwo nie oddać, by utrzymać ją na dłużej? Katalog umizgiwania się do wyborców, kłamstw, pustych obietnic, świństw, wyłudzeń, chwytów poniżej pasa jest długi i choć pewnie wiele z nich nie będzie dla czytelnika zaskoczeniem, to mimo wszystko czyta się to z ciekawością i trochę z ciarkami na plecach. Gdy składają obietnice są tacy poukładani, sensowni, inteligentni, nie? A co robią w gabinetach i poza kamerami?
"Ograć króla" może nie i nie ma takiego napięcia jak cześć pierwsza, ale to lektura nie mniej ciekawa. Przede wszystkim obok FU pojawia się kilka innych postaci na pierwszym planie - choćby sam król ze swoimi ideałami, jego sekretarz, czy nowa przyjaciółka premiera - specjalistka od badań opinii publicznej. Premier będzie miał więc obok siebie przynajmniej kilka figur na szachownicy.
O ile tam (choćby znając serial) przywidywaliśmy zakończenie, a bohater fascynował swoją skutecznością, to tu prawie do końca nie możemy być pewni czy nie powinie mu się noga i jak skończy się ta rozgrywka. Raz jeden jest górą, raz drugi. Francis, choć z każdym rozdziałem wydaje się tracić grunt pod nogami, wciąż pozostaje zawodnikiem, który ma coś tam w zanadrzu.
Warto przeczytać, choćby ze względu na to iż bez Dobbsa pewnie serial amerykański nigdy by nie powstał. Mało kto potrafił tak bezbłędnie pokazać wszystkie brudy polityki, jej zakulisową brutalność, bezwzględność, w połączeniu z tymi pięknymi słowami i uśmiechami do kamer i do wyborców. Warto jednak czytać po kolei, czyli ten tom jest drugim z kolei (a planowany jest i kolejny).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Uwielbiam House of Cards :D Jestem fanem serialu, ale za książki się jeszcze nie zabrałem. Pierwsza część już od jakiegoś czasu czeka na półce, dlatego mam nadziej, że niedługo uda mi się w końcu po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
http://mybooktown.blogspot.com/
a ja wciąż nie zakosztowałem serialu brytyjskiego - jestem go bardzo ciekaw. U mnie też zaczęło się od serialu amerykańskiego, który jest po prostu genialny
Usuń