niedziela, 13 grudnia 2015

Poupoupidou, czyli odkryć jej historię



Dziś zrobił mi się dzień na rzeczy francuskie - najpierw film, potem powieść. A co jutro? Może teatr? Powoli zbliża się koniec roku i będzie czas na podsumowania, może wyrobię się z porządkami i zaktualizuję listy obejrzanych (przeczytane już chyba są na świeżo). Jak zwykle przypominam o konkursie! O jednej z książek do wygrania napisze we wtorek, może nawet będzie szansa zdobyć dla zwycięzcy autograf :)

A dziś najpierw "Poupoupidou". Film, który tak naprawdę trudno nazwać kryminałem. Jest raczej mieszanką czarnej komedii z lekką nutką kryminalną, a przyciąga uwagę nawet nie tyle wątkiem śledztwa, co raczej historią głównej bohaterki. Ale po kolei.

Dziewczyna marzy o tym by być sławną, ma urodę, magnetyzm, ale w małej miejscowości jakoś nie ma szans na to, by ktoś zwrócił na nią uwagę. Przypadek sprawia, że jej zdjęcia trafiają do lokalnego kalendarza i rozpoczyna się wokół niej szaleństwo. Czy to sprawi, że wreszcie będzie szczęśliwa? 
Czemu w takim razie, jeżeli wszyscy ją tak bardzo kochali, popełnia samobójstwo? A może to jednak odbyło się zupełnie inaczej?
Dość popularny pisarz kryminałów przejeżdżając przez tą miejscowość, postanawia zainteresować się historią dziewczyny i rozpoczyna swoje prywatne dochodzenie. Krok po kroku, dzięki odnalezionym pamiętnikom, odkrywa jej prawdziwe myśli, uczucia, fascynację Marylin i jej tragiczną historią... Staje się to dla niego obsesją i mimo tego, że kilkukrotnie różne osoby próbują go zniechęcić do tego tematu, postanawia nie tylko śledztwo dokończyć, ale napisać o postaci dziewczyny książkę. Opowieść o przekleństwie popularności, płytkości i pozorach sławy. Czy kreując się na wizerunek seks bomby, dziewczyna naprawdę może oczekiwać, że będzie akceptowana taką jaką jest naprawdę? Niby wszyscy ją znali, a mało kto znał ją naprawdę...

Nie byłoby w tym filmie pewnie nic wyjątkowego, gdyby nie świetnie dobrana obsada. Sophie Quinton dobrze uchwyciła to rozdwojenie bohaterki - zachowuje się jak słodka idiotka, choć przecież tak naprawdę jest wrażliwą i zagubioną dziewczyną, a Jean-Paul Rouve fajnie wypada w roli trochę cynicznego i cierpiącego na niemoc twórczą literata. No i ta trochę zwariowana atmosfera w miasteczku - zimowe warunki, które wpływają na pewne "drobne" niedociągnięcia (np. brak ogrzewania w hotelu). Dzięki temu mamy troszkę elementów komediowych, choć sam film opowiada raczej smutną historię. 

4 komentarze:

  1. Przypomina mi to "Dziewczyne na moscie" z Vanessa Paradise i Daniel Auteuil. Bardzo dobry film.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooo też to znam
      http://notatnikkulturalny.blogspot.com/2014/05/dziewczyna-na-moscie-czyli-w-pogoni-za.html

      Usuń