piątek, 11 grudnia 2015

Most szpiegów, czyli papuga zawsze (?) postawi na swoim

Co prawda ten film ze względu na czasy do jakich nawiązuje, powinienem może zostawić na 13 grudnia, ale co tam - może akurat wybierzecie się do kina na niego... Wszak to właśnie jutro Święto kina i spore promocje w większości kin - wiem o sieci Multikina i o warszawskim kinie Atlantic gdzie w kameralnych warunkach mogłem obejrzeć ten film, ale zdaje się, że inne placówki przyłączyły się do tej akcji. Warto więc zerknąć na repertuar!

Steven Spielberg nawet gdy kręci coś mało zaskakującego, to ciężko w jego produkcjach wskazać jakieś niedociągnięcia. Nie będę oszukiwał - film mnie nie powala, bo brakuje w nim napięcia, dla nas też ta historia nie będzie niczym nowym (jak być może za Oceanem). Nowa może być wiedza na temat roli głównego bohatera w działaniach Amerykanów (film jest oparty na faktach), ale na pewno nie rozgrywki między szpiegami i próby dogadywania się pół-oficjalnie, żeby w przypadku złapania jakiegoś na swoim terenie, można było ich wymienić na własnych, którzy wpadli u wroga. W tym wszystkim - retoryce wojennej, między Stanami i ZSRR, wysyłaniem agentów i straszeniem drugą stroną - główny bohater wydaje się postacią trochę z innego świata. Adwokat niczemu nie powinien się dziwić, zawsze powinien starać się schować swoją własną opinię w kieszeń, a stawać po stronie swojego klienta. Przynajmniej na zewnątrz. I taki jest właśnie James B. Donovan - profesjonalista, który tak zaangażuje się w dość przypadkowo otrzymaną sprawę, że zmieni ona jego życie.


Sam nie wiem do jakiej kategorii wrzucić ten obraz. Jak na thriller za mało tu akcji, jak na dramat za dużo jest luzu. Spielberg po prostu opowiada fragment historii w sposób typowy dla Amerykanów, nie pozbawiony patosu i odwoływania się do "fundamentalnych wartości na jakich zbudowano ten wspaniały kraj". Zimna wojna się skończyła, ale mentalnie to oni chyba nadal uważają się za pępek świata i nie dopuszczają myśli, że ktoś ma inne zdanie. Opowiada ciekawie - trudno zaprzeczyć. Ale tego można się było spodziewać: nie dość, że do dobry reżyser, że ma jednego z najlepszych operatorów (oczywiście Kamiński), to i scenariusz napisali mu magicy -  bracia Coen. Nie zabraknie więc odrobiny humoru w tej historii, bo ci dwaj są z tego znani. Zresztą sama sytuacja, w jakiej znalazł się nasz bohater jest dość absurdalna i mimo zagrożenia, trochę komiczna. Najpierw niechętnie przyjmuje obowiązek obrony radzieckiego szpiega, a gdy próbuje robić to jak najlepiej, staje się wrogiem publicznym nr 1. Potem zaś, rząd prosi go o nieoficjalne negocjacje w Berlinie w sprawie wymiany szpiegów, mimo, że nie może mu udzielić żadnych oficjalnych pełnomocnictw, ochrony, a w razie czego, to wszystkiego się wyprze.
photo.title

Tom Hanks, z którym Spielberg współpracuje przecież nie po raz pierwszy, fajnie bawi się to rolą. Tyle, że niestety ma na swoim koncie już parę tego typu ról - normalnych facetów, których historia stawia w nadzwyczajnych okolicznościach. Bohater z ludzką twarzą. I cholera, zmęczony już jestem tym samym sposobem gry tego aktora. Chyba więcej frajdy z seansu miałbym, gdyby bohatera grał ktoś inny.

No dobra: nie ma akcji, nie ma napięcia, to co w ogóle jest i czy warto oglądać. Ano warto. Bo to kawałek historii (pierwsze wymiany na moście Glienicke, które potem stały się dość regularne) - ciekawa dla nas może być zarówno atmosfera napięcia wokół Sowietów w Stanach (bo co mówiło się o Amerykanach to pamiętamy), szkolenie szpiegów, czy obrazki z Berlina z chwili gdy dopiero rozpoczęto budowę muru. Pewnie są uproszczenia, jak to u Amerykanów, ale mimo wszystko to cholernie dobrze opowiedziana, bez przeładowania faktami i nazwiskami opowieść. Trudno też nie polubić Donovana, nie kibicować mu w jego planie, choć moim zdaniem byłaby to postać ciekawsza gdyby nie była pokazana tak nieskazitelnie, gdyby miała więcej dylematów, oporów, czy pokus. To taka mieszanka naiwności i tupetu, która o dziwo przynosi skutek. 
Trudno na tym filmie się nudzić (pokażcie mi nasze filmy historyczne z ostatnich lat, które osiągają ten poziom), a to już samo w sobie powinno być dobrą zachętą do oglądania.   
A jak dobrze się wpatrzycie to i będziecie mieli satysfakcję z oglądania na ekranie Wrocławia (a tak, Spielberg kręcił cześć zdjęć u nas).



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz