poniedziałek, 18 maja 2015

Sen nocy letniej, czyli Brytyjczycy potrafią wyciągnąć z klasyki wciąż żywy humor

No i ponownie Kraków. Nie wiadomo czy będzie czas na jakieś pisanie w trakcie dnia, bo zapowiada się intensywnie, ale się zobaczy. Noc jest długa. A póki co teatralnie.
Znowu namawiam Was na zaglądanie na strony Multikina do działu wydarzeń, bo wciąż pojawiają się tam nowe pomysły i propozycje. Ledwie tydzień temu byłem na kolejnym spektaklu z szekspirowskiego The Globe, a już w tym tygodniu kolejna propozycja z National Theatre z Londynu. 
W tym roku częściej oglądam sztuki po angielsku niż bywam w naszych teatrach :) Ale to fajnie mieć porównanie. I aż mam ochotę wybrać się na Sen nocy letniej gdzieś u nas, by zobaczyć jak nasi reżyserzy radzą sobie z tym tekstem. Trzygodzinne wykonanie z teatru odwołującego się do tradycji mistrza, pokazuje, że w tekście są pewne mielizny, które mogą trochę nużyć, ale są też miejsca, która sprawiają, że sala po prostu ryczy ze śmiechu. 

Hermia kocha Lizandra, Helena kocha Demetriusza. Ale jednak Demetriusz woli pojąć za żonę Hermię i sprzyja mu jej ojciec. Gdy książę Aten (który sam ma przedziwną relację ze swoją wybranką) stara się wyegzekwować zawarcie tego małżeństwa, kochankowie postanawiają schronić się w lesie, gdzie trafiają w sam środek sporu między królem a królową elfów. A potem już całe szaleństwo zamiany obiektów uczuć, wielkich słów uniesień i bardzo gorzkich żali... A wszystko przez drobne pomyłki przy rzucaniu czaru, którego celem miało być przytarcie nosa tym, którzy odrzucają miłość. Odrobina magii sprawiająca, że zaczarowany ma się zakochać w pierwszej napotkanej osobie.

Rozterki młodych tym razem jakoś mało mnie przekonały, ale za to wszystkie wątki z wróżkami i władcami lasu, nadawały fajny klimat całości. Puk po prostu świetny - duży kapryśny chłopiec.
To jakby trzy przedstawienia i klimaty w jednym - melodramat, odrobina fantazji, magii i elementów komediowych, ale jednak z pewnym morałem i na koniec czysty kabaret.
Bo jak dla mnie całe przedstawienie i tak skradła ekipa rzemieślników, którzy postanawiają przygotować sztukę teatralną na wesele księcia. To co wyprawiają w trakcie prób i potem już podczas wystawienia przedstawienia to istny kabaret. Chyba to mnie najbardziej interesuję - czy ten komizm jest po prostu obecny w oryginale sztuki i każdy potrafi go tam dostrzec... Mam wrażenie, że łatwo przekroczyć tu granice między śmiesznością, a zażenowaniem. W każdym razie Brytyjczykom udało się fenomenalnie! 
I znów przypomniało mi się jak użalałem się nad naszym poprawianiem klasyków, dorabianiem do nich nowoczesnych akcentów. I po cholerę? 
Więcej o przedstawieniu


3 komentarze:

  1. Wymiotło, nie? :)
    Szekspir w oryginale jest zabawniejszy - bo mnóstwo się gubi w tłumaczeniu, bo dynamika języka jest inna, a wreszcie bo Anglicy nie traktują barda zbyt czołobitnie (u nas jest płacz i zgrzytanie zębów, gdy ktoś ośmieli się lekko unowocześnić klasykę, a tam nikt nawet nie mrugnie). Często zapominamy, że on pisał dla rozrywki, a przede wszystkim dla teatralnej publiczności, nie dla czytelników. Ten spektakl to pięknie pokazał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. masz rację - złapali tego ducha rozrywki w jakim było to pisane, zero podchodzenia na klęczkach do klasyki

      Usuń