Gra Endera. Ileż emocji wiązało się dla mnie z tą książką. Wyrastałem już z dziecinnej literatury, szukałem czegoś nowego, a rzeczy, które czytał mój starszy brat były dla mnie ciut za poważne. I nagle odkrycie Carda. Jeżeli do czegoś to porównywać to do Harry'ego Pottera - pewnie dla młodszych pokoleń to były podobne zachwyty. A do pierwszej książki z cyklu "Enderowego" do dziś mam sentyment - nawet niedawno robiłem sobie z nią powtórkę.
Natomiast ekranizacji trochę się obawiałem i jak się okazuje raczej słusznie.
Niby zachowano większość elementów historii (przynajmniej tych związanych z Enderem), ale jakieś to wszystkie płaskie i bez wyrazu się wydaje. Powieść mogła się wydawać książką dla młodzieży, ale nawet porównując sobie to z tak popularnymi ostatnio Igrzyskami śmierci, widzę dużo więcej treści w tym co napisał Card.
Skupmy się może więc na tym czego w filmie zabrakło. Na pewno oprócz świetnego wątku dotyczącego rodzeństwa chłopca, które na ziemi próbuje wpływać na decyzje rządzących, wyraźniejszego zarysowania tego w jaki sposób postanowiono przeprowadzić "formację" Endrew Wigina. Dorośli też mieli opory, zdawali sobie sprawę z tego, że robią chłopcu krzywdę, ale nie widzieli innej możliwości uratowania ziemi przed spodziewanym atakiem obcych.
Wszystko zresztą jest tu pokazane jakoś po łebkach, prześlizgując się po temacie - czy ktoś np. połapał się co dawała Enderowi wchodzenie w grę, czego tam się uczył? Albo czemu niby po kilku zwycięstwach w szkole miano by go okrzyknąć geniuszem? W książce to wszystko ma swoje miejsce, uzasadnienie, budzi w nas emocje, od euforii do współczucia, gdy chłopak jest traktowany niesprawiedliwie. Tu lecimy do przodu, widzimy pewne emocje, ale nie rozumiemy skąd się one biorą. Młody chłopak jest zmuszany do przekraczania swoich kolejnych ograniczeń, leków, do przesuwania granic swoich możliwości, a my nawet po finale nadal mamy wrażenie, że go wcale nie poznaliśmy i mu nie współczujemy.
Żeby to jeszcze było dobrze zagrane... Tyle że wielkie nazwiska się tu kompletnie nie sprawdziły, ale odtwórca roli głównej jest ciekawy, ale jego postać jest w scenariuszu strasznie uproszczona. No i jest niestety dużo starszy od książkowego bohatera - to tak jakby całą kilkuletnią edukację Harry'ego Pottera upchnąć w pół roku, gdzie fizycznie postać się prawnie nie zmienia.
Naprawdę, to niezły przykład jak można zrobić miałki film na podstawie dobre książki. To raczej sprawia wrażenie, jakby podstawą do scenariusza stało się jakieś dwustronicowe streszczenie Gry Endera. Żal. I nawet sceny z sali treningów i słynnych bitew, które tyle razy sobie wyobrażałem, tego w moich oczach nie ratują.
******************
Jejku, gdyby nie to, że muszę się pakować i trochę odpocząć przed jutrzejszym wyjazdem, to pewnie bym spędził dziś cały dzień na Stadionie, a jeszcze miałbym ochotę na jutro.
Co prawda jestem stworzeniem mało lubiącym tłumy, ale za to wśród tylu książek czułem się po prostu jak ryba w wodzie. I mam wrażenie, że widziałem dość szczegółowo może jedną piątą fajnych stoisk - żeby zobaczyć wszystko trzeba by było mieć naprawdę dużo czasu i cholernie gruby portfel. No bo jak tu oglądać i nie kupić?
Cenowo było trochę okazji, ale prawdę mówiąc w sieci można znaleźć podobno, albo niewiele mniejsze. Co więc sprawia, że taki tłum wali na Targi?
Notka będzie dość zabałaganiona, bez zdjęć z imprezy, ale to tak na gorąco choć parę zdań. Żałuję, że nie zostałem na planowane spotkanie blogerów, ale musiałem niestety wbrew swoim wcześniejszym planom ewakuować się ze Stadionu wcześniej. Zdobycze jakoś przytargałem, ale chyba jeszcze większą frajdę oprócz zakupów to autografy! Ach chciało by się być w kilku miejscach jednocześnie!
Zaczęło się sympatycznie, bo zwykłych uczestników z biletami nie wpuszczali, a z plakietką media można było przetuptać Stadion dookoła i powoli orientować się co gdzie jest. Niestety przez to, że wszystko miało się zaczynać o 10, potem nastąpił poślizg, bo czekano na ludzi. Spotkanie z Cegielskim, Ćwirlejem, Lewandowskim, Beśką na temat retro kryminałów posmakowałem więc jedynie w 3/4, postanowiłem bowiem biec na spotkanie z Lemaitre. Tyle, że nie dotarłem - nie przewidziałem, że poruszanie się w tłumie zajmuje tyle czasu, a i stoiska kusiły. Jak tu przejść koło Szczygła, który zaprasza i osobiście reklamuje książki "Dowodów na istnienie". Wracałem tam 3 razy po kolejne autografy, ale najcenniejszy jest chyba ten obok. Bo pierwszy z dnia dzisiejszego i jakiś tak osobiście wyjątkowy.
Lemaitre więc przeszedł mi koło nosa, ale i tak akurat nic jego nie zapakowałem do plecaka z domu, raczej chciałem posłuchać. Załapałem się za to na chwilę na spotkanie z Zimbardo. Nie za długo, bo tej pozycji nie miałem w planach do kupowania, ot ciekawość mnie zżerała. Kolejne kółko wokół Stadionu. Tym razem wypatrując autorów ciekawych nie tylko dla siebie, ale i dla córek (starsza wybrała imprezę dla youtuberów na Torwarze, młodsza wybrała rolki, ale zamówienia złożyły). A więc z łezką rozrzewnienia grzebałem w książkach p. Kasdepke (wyrośliśmy), z sentymentu uśmiechnąłem się do p. Agnieszki (ze względu na to samo nazwisko nie mogłem sobie darować autografu), a potem dłuuuuga kolejka do p. Kosika. Atmosfera wśród ludzi fajna, ale rzeczywiście organizacyjnie chyba można to było lepiej zorganizować - przyjechać na Targi, stać kilka godzin w kolejce (Flanagan był chyba rekordzistą) i odejść z kwitkiem to jakieś szaleństwo. Na szczęście mnie ani on ani Schmitt specjalnie nie rajcują. Ale przy kilku stoiskach widząc autora nie mogłem się jednak oprzeć pokusie by coś kupić i dać sobie szansę na poznanie czegoś nowego. Szczególne pozdrowienia i ukłony z mojej strony dla stoisk Książkowych klimatów (mam nadzieję na dalszy kontakt) i dla Afery, gdzie zostałem powitany jak stary znajomy. Ale tu rzeczywiście wśród wszystkich wydanych przez nich tytułów recenzowałem już chyba 75%. I mam kolejne :)
Zdobycze i część egz. własnych widzicie poniżej - tyle + sporo folderów i gazetek targałem w plecaku. Tu możecie zobaczyć zbiory z autografami. A zamiast podsumowania może po prostu stwierdzę: chciałoby się częściej. Jak widać zainteresowanie wokół książek i pisarzy jest duże, czemu więc tak mało imprez organizuje się w miastach właśnie wokół literatury? Czyżby sport był bardziej atrakcyjny dla decydentów? Bo na pewno nie jest tańszy. Odpowiednia reklama i może okazać się, że z tym naszym czytelnictwem nie jest tak źle.
Trochę zabawnie to wygląda jak tu tłumy przeciskają się przez wąskie przejścia, a na co dzień w bibliotekach i na różnych spotkaniach aż takich tłumów nie ma (to jak z Nocą Muzeów :)), ale może to jest właśnie jakiś sposób - pokazać, że książki są czymś fajnym, atrakcyjnym, ciekawym!
A teraz czekam na Wasze relacje. Niestety nikogo oprócz Janka nie wyłapałem z tłumu (raczej on mnie i to w przelocie), ale obiecuję sobie, że następnym razem...
Też dziś byłam te kilka godzin na Targach. Wróciłam porządnie zmęczona, strasznie nie lubię takich tłumów, ale zadowolona. Nie obejrzałam pewnie z połowy tego co bym chciała, ale jak nie w tym roku, to w następnym. Od Lemaitre'a akurat udało mi się dostać autograf, niestety nie zdążyłam do Bondy, bo również źle wyliczyłam czas. Razem z koleżanką stałyśmy w długiej kolejce do Schmitta grubo ponad godzinę i tylko jakimś niesamowitym fuksem udało jej się zdobyć autograf :)
OdpowiedzUsuńSchmitt, Flanagan mieli chyba największe tłumy, no i Zimbardo. Generalnie unikałem stania w kolejkach, więc odpuściłem zarówno Bondę jak i Cherezińską - dokładnie tak jak mówisz: uda się następnym razem. Tylko do Kosika stałem chyba 40 minut, bo by mnie córka zamordowała jakbym nie przyniósł autografu (choć On się akurat nie wysilał)... Najfajniej było obserwował autorów, którzy są powiązani z różnymi wydawnictwami np. Pana Kasdepke widziałem na 3 stoiskach jak podpisywał, a może nawet i na 4 :)
UsuńAleż zazdroszczę, znów nie miałam możliwości, chociaż co roku mówię sobie, że tym razem znajdę czas.
OdpowiedzUsuńPogratulować zdobyczy :)
oj żeby mieć kasę to bym stamtąd chyba wracał taksówką bagażową. Aż mi się oczy świeciły. Niby mówi się o kryzysie na rynku wydawniczym ale w ilości nowości się tego nie odczuwa
UsuńTeż dziś byłam i jestem po prostu zaczarowana klimatem. Tyle książek! Tyle ludzi! Ojej! Ojej! Jutro sama coś napiszę u siebie o Targach, no i pochwalę się książkami. Nie jest ich tak dużo, jakby mogło być, ale przecież książek nigdy dość :D Jestem pod wielkim wrażeniem tej imprezy.
OdpowiedzUsuńchętnie zerknę i do Ciebie. Brakowało mi jedynie jakiegoś bardziej kameralnego spotkanka blogerów. Ale może się dopracujemy kiedyś tego i przy okazji Targów i może bardziej cyklicznie :)
UsuńAle Wam zazdroszcze! A tak swoja droga, to podobno w Polsce nikt nie czyta - skad wiec te tlumy? To oczywiscie pytanie, które zadaje co roku z okazji tlumów na targach., ha ha ha.
OdpowiedzUsuńto prawda, duże imprezy przyciągają tłumy, stąd więc moje pytanie czemu nie częściej?
UsuńSzkoda że nie udało nam się wyłapać w tłumie.zostajemy jeszcze dzisiaj do południa na targach a potem do domu!
OdpowiedzUsuńtrzeba jakąś małą grupkę na przyszłość zebrać na afterek.
UsuńGdyby było częściej, to mogłoby się stałym bywalcom trochę przejeść... ale w sumie bym chętnie zaryzykowała ;)
OdpowiedzUsuńja też!
UsuńZ jednej strony szkoda, ze mnie na targach nie było, a z drugiej całe szczęście!
OdpowiedzUsuńSporo upolowałeś. Widzę nowe "kroniki Archeo". Miłej lektury ;)
ano córa sobie zażyczyła, więc musiałem przywieść i to z autografem.
UsuńByłam, byłam. Rzeczywiście bez wcześniejszego umówienia się trudno byłoby się spotkać. Tłumy ogromne. :)
OdpowiedzUsuńDo Krakowa przyjedziesz?
P.S. Kolejkę do Kosika widziałam, nawet trochę stałam, ale nie w kolejce, tylko obok i rozmawiałam z Kasią Sienkiewicz-Kosik. Mówiła, że nikt z kolejki nie odejdzie bez autografu. I to rozumiem! :)
z Krakowem jeszcze nie wiem, ale kusi w tym roku strasznie, zwłaszcza, że miałbym prawdopodobnie gdzie przenocować :)
Usuń