niedziela, 10 maja 2015

Polskie gówno, czyli śpiewać każdy może



Pracowity i męczący dzień. Gdy więc już stwierdziłem, że mam dość i chciałbym ciut wyluzować, zerknąć co tam w sieci się urodziło i skrobnąć zwyczajowo notkę, jak bumerang powróciło pytanie: Ale jak pisać jak padnięty jesteś, może sobie odpuść, przecież to zejdzie z pół godziny, a możesz już iść spać... Zerkam na szkice notek i olśnienie! Tak, to jest właśnie to co oddaje mój nastrój po takim dniu, moje refleksje a propos jutrzejszych wyborów i w ogóle. Proszę Państwa będzie czerstwo, siermiężnie i byle jak. Tak śmiesznie, że aż smutno.


Tymon Tymański już od dawna zapowiadał ten projekt i oto wreszcie jest - coś co ma być ostrą satyrą na nasz polski szołbiznes, na światek muzyczny i na "wesołe" życie rock'n'lowców. Zwariowany, pokręcony, chwilami ostry. Czy zabawny? Dla mnie raczej nie. Raczej dość gorzki, mimo tonów komediowych.

góPanowie na pewno bawili się na planie świetnie, tylko widz bawi się trochę mniej. I nie chodzi o ciut drętwe, amatorskie aktorstwo i teksty, bo to pewien element konwencji, ale raczej o to, że wszystkie fajne pomysły (np. świetne sceny domowe sprzed ruszenia w trasę koncertową), giną potem w dość mało smacznych żartach i oparach wódki. Koncerty za marne parę groszy, albo za nocleg i kolację, tygodnie spędzone w ciasnym busie i popijawy wieczorne, by zagłuszyć własne frustracje i wściekłość, menadżer obiecujący złote góry, ale dopiero za czas jakiś... Oto kariera made in Poland.
Jak chcesz z tego wyżyć, musisz się po prostu sprzedawać i iść na kompromisy. A jak nie? To będziesz biedować...

Wszystko wydawało mi się mało przemyślane i przedłużane w nieskończoność. Nie da się opowiedzieć długiej, interesującej historii, która składa się jedynie z mniej lub bardziej żenujących scen i dialogów. To tak jak z filmem "Baby są jakieś inne". Przez pewien czas bawi, potem nuży, a na koniec wychodzisz raczej z niesmakiem.

Brylewski przykuwa uwagę, ale raczej mnie nie zachwycił, na pierwszym planie jednak Tymański i jego pokręcona osobowość. Sporo ciekawych postaci drugoplanowych i facet, który popsuł mi cały film - Halama na dłuższą metę jest okropny, a jak zaczyna śpiewać to już po prostu nie wiadomo czy się śmiać czy płakać. 

Ni to zabawnie, ironicznie, ni to ostro i z grubej rury... W efekcie wchodzi jakoś sztucznie i bez sensu. Tytuł okazuje się dość proroczy. Mogło być ciekawie, wyszło jak zwykle.

2 komentarze:

  1. Jestem ciekawa czy dam radę kiedyś znaleźć równie szczerego Autora bloga, którego i tak będę darzyła sympatią. Całkowicie się zgadzam, chociaż ''Baby są jakieś inne'' udało mi się obejrzeć do końca, a tutaj już po zwiastunie było ciężko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kłaniam się nisko za tą sympatię i szczerość. Ano nigdy specjalnie nie aspiruję do tego by być poważanym i opiniotwórczym recenzentem. Po prostu kieruję się emocjami, wrażeniami, a nie wiedzą i nie analizuję filmów rozkładając każdy ich element na części. To tak jak z obrazem - podchodzisz, patrzysz i albo się podoba albo nie, rozumiesz co chciał twórca powiedzieć albo nie.

      Usuń