
Książek wydaje się teraz tyle, że czasem nawet jak coś się spodoba, trudno potem znaleźć czas żeby domknąć cykl, bo najpierw długo czekasz na zakończenie, a gdy ono przychodzi nie pamiętasz już początku historii.
Tak trochę miałem z serią od Marty Mrozińskiej, tak teraz też mam z Agnieszką Mielą. W obu przypadkach dwa tomy za mną, zdaje się że trzecie już są, ale za cholerę jakoś nie mam już takiego parcia, bo zainteresowanie trochę opadło, a wracać do początku trochę szkoda czasu. Takie to przekleństwo długich historii, w których mocne powiązanie nie pozwala na ich czytanie odrębnie.
Cykl Dzieci starych bogów to zresztą trochę mój wyrzut sumienia, bo długo czeka na swoją notkę - z tego co pamiętam pierwszy tom czytałem już z pół roku temu, ale przynajmniej postaram się zebrać z grubsza te wrażenia, które jakoś zapamiętałem.
I powiem tak - nie jest łatwo w to wejść, ale i jest w pierwszym tomie coś co przykuwa uwagę. Bez długich wstępów autorka wrzuca nas w bieg wydarzeń, niewiele tłumaczy, więcej każe się domyślać, potem funduje liczne przeskoki czasowe, zmiany bohaterów, trudno jednak odmówić jej pomysłów na to by nie powielać schematów innych powieści fantasy. Owszem jest bohaterka, która choć dotąd niedoceniana, czujemy że nosi w sobie zarówno siłę jak i jakieś przeznaczenie. Ale ten świat - to nie jest bajka i schemat jakich wiele w zalewie młodzieżowych odsłon tej samej opowieści.
Sporo tu przemocy, nikt specjalnie nie lituje się nad bohaterką, ba - los też specjalnie jej nie sprzyja, a powiem nawet dosadniej, nawet czytelnik wcale jej za szybko nie polubi. A świat? Trochę niczym rodem z filmów o Wikingach, jakieś waśnie rodzinne przekazywane z pokolenia na pokolenie, jakieś klątwy, rzezie, pijaństwo, gwałty, rabunki i palenie wiosek do popiołu. Jak w tym przetrwać ma młodziutka dziewczyna o silnym charakterze, ale jednak o słabym ciele i bez wsparcia rodziny? Co z tego że jest świetnym szermierzem, skoro kunszt i wirtuozeria nie są czymś cenionym w starciach z przeważającymi siłami wroga.
To opowieść o dojrzewaniu, o ciągłej ucieczce (tom drugi to taka trochę powieść drogi, przeplatana różnymi przeciwnościami), przyjaźniach i zdradach, poszukiwaniu odpowiedzi i własnego miejsca na świecie. Ukaranie winnych wymordowania bliskich, znalezienie sprawiedliwości oraz odpowiedzi o przyczyny tego co się wydarzyło to tylko pozornie prosta sprawa. Pewnie gdyby to napisał ktoś inny, iskrzyło by od akcji, magii, potworów, walk itp. Agnieszka Miela opowiada tą historię na swój sposób - wolniej. I pewnie część czytelników doceni właśnie ten klimat, to rysowanie losów różnych postaci, których ścieżki potem się splotą. Ważniejsze dla niej było zbudowanie jakiegoś tła - choćby wiary przodków, wypieranej i tępionej, wciąż jednak mającej siłę by zachwiać potęgą próbujących ją wyplenić.
Ktoś powie - to wszystko już było, a tu nie dość że brakuje humoru, tempo średnie, to jeszcze wątki sklejone tak, że nie ma iskrzenia w głowie czytelnika, to nie wciąga tak jak by mogło. To prawda, mimo wszystko jednak doceniam próbę zbudowania świata, własnej opowieści i przeczytałem z przyjemnością. I obiecuję sobie tom trzeci, nawet jeżeli będę się trochę męczył nie pamiętając wszystkiego co ważne z poprzednich części.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz