Są takie obrazy przy których człowiek trochę czuje się bezradny, żeby je oceniać. Bo nawet jeżeli miałby jakieś uwagi, to znaczenie filmu, jego przesłanie jest tak ważne, że nie ma co marudzić, tylko namawiać do tego, by to obejrzeć, przemyśleć, rozmawiać.
Z filmami Smarzowskiego miałem tak już kilka razy i teraz mam podobnie.
Bo mam uwagi. Uważam, że niektóre sceny były niepotrzebne, być może przerysowane (sceny libacji z opowieści z Domu samotnej matki, incydent kałowy po imprezie, dwa razy podkreślana scena gdy to kobieta sama sobie okłada, żeby na ciele znalazły się siniaki), ale na szczęście więcej chyba tym razem było wsłuchania się w historie kobiet, a nie szukania materiału w anegdotach, czy sensacjach (Drogówka, Kler). Bo to film cholernie mocny, ale i prawdziwy. Każdy kto zetknął się z tematem przemocy domowej ten będzie wiedział, że nie ma tu zmyśleń, że każdy element został dobrze uchwycony, że tak często to niestety wygląda, a osoby które tego doświadczają podlegają mechanizmom, które utrudniają zwrócenie się o pomoc. I że może jedyne czego może brakować to wyraźnej planszy na koniec z numerami do miejsc gdzie tą pomoc można znaleźć.
Podobało mi się rozdzielenie całej historii Gośki na dwie ścieżki, jakby alternatywne wersje wydarzeń, ale takie ich przeplatanie, żebyśmy już w pewnym momencie pogubili się co jest w której z nich. Bo to nie jest istotne. Różnią się jedynie tym, czy udało się poprosić o pomoc i mimo presji wytrwać w postanowieniu odcięcia się od toksycznego sprawcy przemocy. Wiara w zmianę, obietnice, strach, naciski bliskich, próby nakłaniania do mediacji - nie zapewnią bezpieczeństwa Tobie ani dzieciom. Szanse na zmianę i obietnice, przeprosiny pewnie przeżywane były nie raz. A im dłużej tkwi się w takiej relacji, tym większa jest szansa, że poprzez poniżanie, presję, manipulację, uwierzysz że nie ma innego wyjścia i że nie ma sensu próbować, trzeba to "znosić". Albo uwierzysz w swoją winę. Bo sprowokowałaś, bo coś zrobiłaś źle, bo nie powiedziałaś... Bo zupa była za słona.
Smarzowski pokazuje jak często to są drobne sygnały, ale w zalewie "dobrych chwil" ignoruje się to co niepokojące. Kontrolowanie, poniżanie, narzucanie zmian, a potem pierwsze "kłótnie". Gdy przychodzą pierwsze siniaki, często psychika jest już w proszku i trudno mówić o równowadze sił, o tym iż "przecież w każdej chwili mogła coś powiedzieć". Nie wiesz jak to działa. Może jak obejrzysz film, to zrozumiesz.
Tomasz Schuchardt i Agata Turkot stanęli na wysokości zadania - zagrali kapitalnie! Od pierwszych uśmiechów, aż po cały cykl przemocy wywołujący ciarki na plecach.
Pewnie nie będzie brakować głosów, że to trudne do uwierzenia że tak szybko i tak drastycznie, że to takie publicystyczne, że to tylko perspektywa kobiet, że ojcofobiczna... Wiecie co? Po prostu obejrzyjcie. Ja mam poczucie że ten film można mocno przeżyć i jeżeli będziemy bardziej wyczuleni na sygnały przemocy - jako świadkowie, jako bliscy, którzy coś podejrzewają, to może będzie szansa na to by jedno czy drugie piekło można było przerwać szybciej. W realu też często wolimy nie widzieć, nie słyszeć, bo "to sprawa rodzinna" i po co się wtrącać, więc i film może uwierać.
Nie mówcie że ktokolwiek sam sobie jest winien i w każdej chwili może to przerwać, bo to wcale nie takie łatwe. Trzeba wsparcia innych ludzi, a ten film to mocno pokazuje. Nie jesteś z tym sama/sam. Szukaj pomocy.
Choćby na początek telefon:
800 120 002
Całodobowo.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz