piątek, 6 grudnia 2024

Simona Kossak, czyli ona i stado

Właśnie wyszedłem przed dwoma kwadransami z kina, to od razu niech leci notka, bo potem będzie tylko chyba jeszcze bardziej krytycznie. A tak może jeszcze ładna muzyka i niektóre obrazki jak z teledysku zrobią swoje póki są na świeżo w głowie, napiszę więc delikatniej.


To już trzeci raz Simona pojawia się na blogu. Najpierw była biografia Anny Kamińskiej i bardzo ciekawe spotkanie autorskie

Potem świetny monodram Agnieszki Przepiórskiej. To do kompletu przydałoby się jeszcze kiedyś sięgnąć po książkę samej bohaterki, bo o Puszczy i przyrodzie pisała podobno genialnie.


Film Adriana Panka przybliża może ciut jej postać, mam jednak wrażenie, że to takie zaledwie liźnięcie tego co można by było o Simonie opowiedzieć.


Owszem - fajnie pokazana jest relacja z zimną jak lód matką, chęć odcięcia się od rodziny, która wszystko załatwia nazwiskiem, żmudna praca bez oglądania się na trudne warunki... Wybiera życie bez prądu, wody, w głuszy, byle udowodnić, że jako biolog może coś osiągnąć i ofiarować światu. Tylko że większość tego co mogłoby stanowić dowód jej sukcesów, osiągnięć, tu trochę pokazane jest w sposób anegdotyczny, jakby niewiele wymagało albo głównie zawdzięczane było innym ludziom (kuriozalne sceny szukania kogoś kto powie jej jaka to roślina). Niby chce się pokazać kobietę silną, niezależną, a jakoś i tak wychodzi że jest jednak słaba, zależna (choćby od faceta), niepewna siebie. No tyle że uparta.

Są tu sceny bardzo ładne wizualnie, ale nie wiadomo po co, sporo ciekawych wątków, szytych jednak bardzo grubą nicią. To również dobrze można by rozciągnąć do 5 minut zwiastun i w jednym teledysku udałoby się pokazać tyle, co dowiadujemy się o bohaterce w całym filmie. Na pewno brakuje trochę środowiska lokalnego, autochtonów - poza leśnikami, kłusownikiem, lokalną "szeptuchą", pijaczkami pod sklepem nikogo nie widać i praktycznie Simona nie wchodzi z nimi w relacje. No dobra miga jeszcze lekarz w fajnej scenie. Ważniejsze są zwierzęta. Owszem, leśniczówka zwana Dziedzinką jest w głuszy, ale nie aż takiej. Zresztą urwanie historii na obronionym doktoracie, nawet bez napisów pokazujących jej dalszą drogę, uważam za słabe. Albo chcemy opowiedzieć o kimś albo snujemy jakieś hipisowskie romansidło luźno oparte na jej życiorysie. 

Ciekawe, że twórcy dokonują też pod koniec wolty i pokazują, że próba obrony saren przez bohaterkę, była aktem raczej o wymiarze symbolicznym, bo nie przewidziała innych konsekwencji. Co z tego, że politycy i ci na górze okazali się wrednymi draniami - jednak jej bezpośredni przełożony, który mocno ją cisnął, dobrze przeczuwał ciąg dalszy i być może to on miał rację. A przynajmniej w filmowej wersji tak to wyszło. W realu pamiętam że ten konflikt był szerszy i szkoda być może że trochę go uproszczono.

To chyba główna wada tego filmu - ma być prosto, łopatologicznie, wszystko trzeba pokazać, trochę rozbawić, sprawić by Simonę lubiono. I tyle. Czy dowiemy się o niej więcej? Nie. Czy ją trochę zrozumiemy. To prędzej. Oczekiwałem jednak więcej niż ładnych obrazków i fajnego tła muzycznego.


Sandra Drzymalska, Jakub Gierszał, Agata Kulesza, Borys Szyc - jak najbardziej na tak. I potem tak naprawdę nikogo tu nie widać... Kreacja tej pierwszej tak naprawdę ciągnie cały film, może dzięki niej do końca się go nie skreśla.

Film sympatyczny. Ale o Simonie to raczej polecam książkę lub spektakl :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz