Maciej Siembieda przyzwyczaił mnie do dobrych kryminałów z wątkami historycznymi, ale tym cyklem muszę przyznać że mnie zaskoczył. Ta historia ma w sobie i elementy sensacyjne i obyczajowe, łotrzykowskie i dramatyczne, ale przede wszystkim jest cholernie wciągającą sagą rozciągniętą na dwa, trzy pokolenia... Sagą, w której niby mamy w centrum nasz kraj, elementy jakby znajome, oglądane jednak z trochę innego punktu widzenia. Niektórzy bohaterowie powieści Siembiedy trafili tu przypadkiem, niektórzy świadomie zdecydowali że chcą stać się Polakami, innym choć tu się urodzili wydaje się kompletnie obojętny los kraju, bo interesuje ich jedynie ich własny. Z kawałków, które mogą wydawać się znajome jak choćby ukrywana przez PRL przed światem zachodnim pomoc komunistom z Grecji, atmosfera w Wolnym Mieście Gdańsku, czy na Dolnym Śląsku po wojnie, kopalnia uranu w Kletnie, czy manipulowanie ludźmi przez służby bezpieczeństwa, autor buduje wielowątkową opowieść o ludzkich marzeniach i goryczy, o tym jak los potrafi obdarzać i jednocześnie odbierać.
Gdy już przyzwyczaimy się do bohaterów, chcemy poznawać ich losy, nagle ich porzucamy, przeskakujemy do kogoś innego albo o ileś lat do przodu. Siembiedzie nie chodzi bowiem o jakieś obyczajowe obrazki, a raczej o snucie pewnych nici, aby potem pokazać jak one wszystkie się połączyły.
Pewnie można dyskutować na ile zgrabnie się to udało zrobić, czy nie za dużo tu przypadkowych połączeń, każdy jednak kto to przeczyta uzna chyba podobnie jak ja, że choć jednych bohaterów polubił bardziej, innych może ciut mniej, docenia się finezję by tak różne nastroje, charaktery, sprawy, trzymały nas w podobnej ciekawości. Mamy przecież i polskiego przemytnika, cwaniaczka, legendy półświatka i milicjanta z ideałami, szpiega i ubeka, mamy greckiego imigranta, którego władza najpierw wspiera, a potem skazuje na katorgę. Mamy zdradę i miłość, honor i pragnienie zemsty, żądzę władzy lub pieniądza i niesamowitą skromność, przyjmowanie z pokorą tego co niesie los.
60 lat fabuły, wielkiej historii dość trudnej, często łamiącej kręgosłupy tym dobrym, a wywyższającej szuje i miernoty. To się po prostu połyka drodzy Państwo. Ja już zaczynam tom drugi...
Kiedyś podobne emocje potrafił wytworzyć Follet w niektórych powieściach, mam jednak wrażenie że tam historia była raczej tłem, pretekstem by bohater mógł coś przeżyć. Tu raczej ona jest na pierwszym miejscu, niesie te postacie niczym na fali, gdzie jedynie im się wydaje że mają nad nią panowanie, że wszystko już będzie takie jak by chcieli. Po niebezpieczeństwie przychodzi oddech, jakaś duża zmiana, ale ona też nie trwa wiecznie... Byłeś bohaterem, następnego dnia już jesteś raczej postrzegany jako ktoś godny potępienia... Albo odwrotnie. Z dna nagle potrafisz wywindować się na samą górę. Siembieda gdy trzeba, potrafi bez sentymentu skrócić życie nawet kogoś kto wyrósł w naszych oczach na najważniejszą postać, bardziej interesuje go nawet nie sam los pojedynczego człowieka, a raczej to jak różnie mogą potoczyć się losy jego dzieci czy wnuków, na ile wciąż przeszłość ma jakiś na nie wpływ.
Jest gorzko, to raczej nie jest historia gdzie dostaniecie happy end, ale przecież to tak jak w życiu.
Cudownie odmalowane tło wydarzeń, detale, atmosfera, ale i nie brakuje umiejętnie budowanych zwrotów akcji i dramaturgii. Mamy więc powieść lekką, rozrywkową, jednak bez typowych dla takiej literatury schematów, wdzięczenia się do czytelnika.
Polecam gorąco! Ani chwili nudy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz