wtorek, 17 grudnia 2024

Trzy kilometry do końca świata, czyli ale jak to się dusisz

Kino rumuńskie jeżeli przebija się na ekrany światowe, najczęściej mamy do czynienia z dość surowymi, kameralnymi dramatami, reżyserami z tzw. nowej fali, którzy opowiadają o jakichś ważkich problemach społecznych. Tak jest i tym razem.

Oto niewielka społeczność, z której za wszelką cenę pragnie wyrwać się 17 letni chłopak. Właśnie przebywa na wakacjach w domu rodzinnym, niedługo ma jednak wrócić do miasta, jemu marzą się jakieś studia artystyczne, choć rodzice raczej widzą go w szkole morskiej. To ludzie prości, którzy mocno zapożyczali się by "wyszedł na ludzi". Nie do końca rozumieją ambicje Adiego, ale są z niego dumni i zrobią dla niego wiele.

Gdy wraca pobity z dyskoteki, jego ojciec postanawia że nie daruję sprawcom i doprowadzi do ich ukarania. 


Tła pewnie się domyślacie - lokalne układziki, znajomości, brak świadków chcących zeznawać... Bezradność. 

Ale jest coś jeszcze. Ponieważ od słowa do słowa, ale rodzice i kilka osób zaangażowanych w sprawę, dowiadują się, że tłem mogło być "niewłaściwe zachowanie" chłopaka. Mamy więc jakieś uprzedzenia, nietolerancję, brak zrozumienia i nagle Adi zaczyna czuć że po raz drugi staje się ofiarą - tym razem nawet ze strony najbliższych.

To opowieść nie tylko o presji jaką wywiera społeczność na jednostkę, o lękach i niezrealizowanych pragnieniach, ale również o miłości. Także takiej która może być odbierana jako toksyczna. Stosunek chłopaka do rodziców i ich do niego, są tu najciekawsze. Czy to, że pragnie się stąd wyrwać oznacza, że ich odrzuca? Czy posłuszeństwo i szacunek oznaczają konieczność rezygnacji z siebie? Czy można tłumaczyć wszystko dobrymi chęciami?

Świetne zdjęcia bo krajobrazy delty Dunaju tworzą tu jakby zamkniętą społeczność, jakąś enklawę żyjącą niczym w raju, w spokoju, z daleka od zgiełku i problemów. Obraz ciekawy również od strony psychologicznej. A że jednowymiarowy i nie opowiada nic specjalnie odkrywczego? Cóż...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz