Robert: Oboje uwielbiamy monodramy Przepiórskiej, tu na scenie nie jest sama, ale ten spektakl również ma w sobie coś co można było uchwycić w przedstawieniach z których ją znamy. Niby żartobliwe scenki, jakieś miniaturki, ale z nich wszystkich składamy sobie pewien obraz bohaterki, jakąś o niej opowieść. Co lubi, a czego nie, o czym marzy, co ją bawi, a czego się boi. Tym razem może dość krótki okres życia naszej noblistki, tuż po tym jak ogłoszono że otrzyma tą nagrodę, w nim jednak ładnie można uchwycić to jaka była prywatnie.
MaGa: Opowieść o Wisławie Szymborskiej napisana przez Piotra Rowickiego w reżyserii Agnieszki Gryszkówny spleciona jest w całość jak warkocz z wielu pasm włosów. Jest i pamięć o rodzicach, o pierwszym małżeństwie, kocich przybłędach, pierwszych utworach i pierwszych pracach, ukochanym Krakowie i wyjazdach w plener. Tu wzmianka o kocie, tam wzmianka o Noblu. Tu nieudane małżeństwo, tam miłość do ojca i ta ostatnia, do Kornela. A wszystko to pokazane z wdziękiem, z nutką nostalgii i nonszalancji. Bo taka była Szymborska. Sama mówiła, że nie chce by robić z niej „osobowość”. Nie chciała by stawiono ją na piedestale. Nie szastała też prywatnością.
Robert: Tak jak w jej twórczości często można było dotknąć codziennych spraw, tak nie lubiła nim za bardzo się dzielić w inny sposób. Wywiady, ordery, zaszczyty... A po co, pytała. Zostawcie wy mnie w spokoju, bo ja chcę żyć tak jak dotąd, im więcej wokół mnie hałasu tym trudniej mi to znosić, nie mogę spokojnie tworzyć, nie potrafię odpoczywać. Wolała swój własny świat, może i skromny, ale w którym czuła się dobrze. Fajnie to udało się uchwycić i w sumie bez zadęcia, bez dramatyzowania, w sposób jaki pewnie by jej się podobał. W końcu potrafiła docenić dowcip, wyobraźnię, zaskakujące połączenia.
Są papierosy, jest odrobina alkoholu, jest poezja i jest humor.
MaGa: Dobry tekst, sprawna reżyseria i w tym wszystkim Agnieszka Przepiórska – mistrzyni monodramów, kobieta kameleon, znana i ceniona aktorka, która z każdej roli robi perełki gry aktorskiej. Dopiero co oglądana przez nas w monodramie „Ocalone” gdzie trzymała nas mocno za gardło i serce… tutaj drobiąca wdzięcznie kroczki jak Pani Szymborska oglądana na filmach. Uśmiechnięta, tajemnicza, skromna, zabawna. Niekiedy z głową w chmurach, niekiedy z zadumą na twarzy i z kapelusikiem na głowie. Jestem pod urokiem sposobu przedstawienia naszej noblistki. Brawo!
Robert: Spory udział w tym co się dzieje na scenie ma Antoni Milancej, który w błyskawiczny sposób wciela się w kolejne postacie - staje się kotem, dziennikarzem, bokserem, studentem, partnerem czy podmiotem lirycznym...
Przepiórska więcej gra słowem, twarzą, on całym ciałem, w fajny sposób się uzupełniając i sprawiając że te krótkie scenki łączą się ze sobą, żyją i z każdej jakiś niewielki fragmencik obrazu Szymborskiej w nas zostaje.
MaGa: Agnieszka Przepiórska i Antoni Milancej mistrzowsko kreowali świat poetki przeskakując ze współczesności w świat dzieciństwa, młodości. Znakomici byli również w interakcji z widownią, bez wysiłku wciągając ją we wspólne mówienie tekstu noblistki, częstowania chrupkami „kocimi”. Lekkość spektaklu i jego emocjonalność sprawia, że wychodzimy z niego z uśmiechem na ustach i ciepłem w sercu.
Robert: Jest pomysł, jest fajne wykonanie. A chóralne wykonanie przez publiczność fragmentów wierszy pokazuje, że poezja Szymborskiej wciąż jest żywa.
Są papierosy, odrobina alkoholu, jest poezja, nostalgia i jest humor.
Trochę surrealistyczne, ale na pewno lekkie i bardzo ciekawe.
Szymborska. Kropki, przecinki, papierosy
Autor:
Piotr
Rowicki
Reżyseria:
Anna
Gryszkówna
Scenografia:
Andrzej
Witkowski
Muzyka:
Michał
Lamża
Konsultacje merytoryczne:
Michał
Rusinek
Inspicjent:
Iwona
Cieślik
Obsada: Agnieszka Przepiórska, Antoni Milancej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz