Kalendarze adwentowe wręczone rodzinie, można chwilę przerwy w pracy zrobić i wrzucić coś na bloga. Grudzień postanowiłem zacząć czymś dla młodszego czytelnika, ale akurat z tym autorem myślę, że i wielu dorosłych będzie miało podobnie jak ja - nie będą się mogli oderwać. Marcin Szczygielski po raz kolejny sprawił, że zakręciła mi się łezka w oku.
Najpierw czeka nas dość długi wstęp, w którym 11 letni Michał opowiada o realiach w Domu Dziecka. Trochę o jego przeszłości, trochę o kolegach, o szkole, o wychowawczyniach, jakieś psikusy dziecięce... Rozkręca się to dość powoli, ale czułem że to dopiero prolog i się to potwierdziło. Michał zaprzyjaźnił się mocno z dużo młodszym od siebie chłopcem, a gdy okazało się, że po wakacjach zniknął zarówno on, jak i jego ulubiona wychowawczyni, coś w nim pękło i wpadł w jakiś dziwny marazm. Nie chciał jeść, myć się, nic robić, nawet do toalety nie chciał chodzić. Wszyscy czuli, że będzie potrzebował wyjątkowej pomocy...
I taką pomoc dla niego wymyślono. Zawieziono go pod Lublin, do domu, który okazał się dla chłopca totalnym zaskoczeniem i lekarstwem na jego duszę. Tu żyło się bardziej jak w rodzinie, dzieciaków było mało, a każde z nich miało swój własny pokój. Wszystko było takie nowe, takie wspaniałe i Michał powoli wrastał w to nowe życie, choć wciąż miewał chwile gdy wracało jąkanie się, brak pewności siebie, obawy... W kapitalny sposób Szczygielski pokazuje słowami chłopaka jak różne rzeczy zaczyna on traktować jako normalne, a inne jako wyzwanie, które chce podjąć. Jak próbuje, jak się czasem denerwuje. Czytelnik będzie wyczuwał intencje jego nowej wychowawczyni i opiekunki Młodego Lasu, doceniał to jak umiejętnie potrafi ona wzmacniać dzieciaki, dawać im zaufanie i wyzwala kreatywność oraz ich najbardziej poukrywane talenty. Robienie spektaklu gdzie wszyscy mają znaleźć swoje miejsce jest tego kapitalnym przykładem. A dzieciaki jak to one - snują opowieść nie tylko z tego co znają, ze swoich fantazji, ale i z tego co dzieje się wokół, więc można tam odnaleźć pewne nadzieje, jakie obudziły się w Polakach po sierpniu 1980 roku. Niby nie pada tam nazwa Solidarność, a jednak każdy dorosły odkryje tą symbolikę.
Przychodzi ten moment, gdy Teatr Niewidzialnych Dzieci miał pokazać swoje przedstawienie, a tu okazuje się, że wychowawczyni zniknęła, nikt z dorosłych do nich nie dotarł, dookoła mroźna zima i nawet Teleranka w telewizji nie ma. Tak jak rozumieją to dzieciaki, początkowo na wieść o Stanie Wojennym, ogarnia ich strach, potem jednak ambicja by mimo wszystko przygotowany spektakl pokazać, choćby i na ulicy bierze górę...
Uwierzcie, czyta się tą końcówkę z gulą wzruszenia w gardle i łzami w oczach.
Dorośli uśmiechną się czasem przy trochę groteskowych scenach, jak 11 latek próbuje opisywać rzeczywistość lat 80 w Polsce, może zanurzą się we własne wspomnienia z czasów PRL. Dla dzisiejszych nastolatków to pewnie będzie niczym bajka o odległej przeszłości, jednak nawet nie o sam klimat tych wydarzeń tu chodzi. To co jest najpiękniejsze to pokazanie autentycznych emocji dzieciaków, które wiele w życiu doświadczyły i rzadko kiedy były to ciepło, serdeczność, czy miłość. Jedni potrafią przyjąć postawę agresywną, inni popadają w depresję, jeszcze inni nauczyli się kłamać i manipulować, by uzyskać jak najwięcej uwagi. Tułają się po placówkach, niby mają zapewnione wszystko co trzeba, ale i tak rówieśnicy często traktując ich gorzej, jako tych z bidula. Ludzie nie myślą o nich, chyba że ktoś im o nich przypomni, to wtedy okazują litość i współczucie. A oni chcieliby po prostu być traktowani jak każde inne dziecko, mają te same potrzeby.
I oto znajduje się ktoś, kto ich rozumie, kto wyczuwa co w nich siedzi, potrafi rozmawiać, dawać wsparcie, a nie jedynie stawia granice i uczy zasad. Jak wiele może to zmienić, jak bardzo pamięta się takie osoby, takie chwile. One mogą zmienić całe życie, pozwolić uwierzyć w to, że mogę frunąć w przyszłość, bo mam skrzydła, nie jestem gorszy od innych.
Cudownie zanurzyć się w taką lekturę, a jeszcze bardziej jestem wdzięczny za nią autorowi, jak myślę o tym, że samo czytanie takich historii może być świetną lekcją empatii, wrażliwość, ale i wiary w innych ludzi dla wielu dzieciaków.
Dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz