poniedziałek, 3 czerwca 2024

Lucky Star - Faerybabyy, czyli niby świeże a brzmi jak to czego słuchałem ponad 30 lat temu

Wczoraj miała wpaść jeszcze książka, ale przekładam to na kilka dni, jutro kącik wytrawnego filmomaniaka, potem kryminalna środa, a potem się zobaczy, bo intensywny tydzień się zapowiada.

Poniedziałki jednak miały być muzyczne, więc proszę bardzo. Dziś zupełnie przypadkowe odkrycie. Ktoś wspomniał o tej płycie, a ja zacząłem szukać więcej informacji i odsłuchu. I postanowiłem napisać choć parę zdań. Czy wpadło w ucho? Troszkę, choć chyba w liceum słuchałem więcej takiej muzy, dziś wydaje mi się ciut zbyt monotonna. Tu jak rozumiem jeszcze dochodzi tekst, trochę sarkazmu, chwilami ostrego spojrzenia na doświadczenie młodych ludzi.

A muzycznie? Podałbym dwie nazwy z mojej młodości: The Cure i The Smiths i wszystko powinno być jasne.


Nawet chyba bardziej to drugie, bo Robert Smith często szedł w dość ponure klimaty, a Payton Morse, która ukrywa się pod pseudonimem Faerybabyy stawia na muzykę skoczną, szybką, choć to jedynie pozory, że to muza taneczna i melodyjna. Powtarzalny rytm, chórki, czy jakaś linia melodyczna potrafi chwilami nawet delikatnie wkurzać, na szczęście to numery dość krótkie. Jest prosto, bez fajerwerków, bliżej tej muzie do dawnych buntowników i punkrockowców, którzy przecież nie raz eksperymentowali i z elektroniką (Stranglers, Joy Division).
Powiedziałbym nawet że trochę czuję ten klimat lat 80, nową falę, w tym krążku, nie jest tak dopieszczony jak to teraz bywa, czuć tą surowość i brud. I może właśnie dlatego to jest takie interesujące? Specyficzny, jakby od niechcenia sposób śpiewania, jakiś wyczuwalny mrok, w zestawieniu z tymi radosnymi pasażami wygrywanymi na gitarze zaskakuje i wciąga. Niby sielsko, a poważnie, niby lekko, a o morderstwie, porzuceniu, czy lobotomii. Pewnie nigdy ta artystka nie przebije się jakoś do wielkiej popularności, ale jak widać znalazła całkiem ciekawy sposób na wyrażenie tego co w niej siedzi. I kto wie, może młodzi też się w tym odnajdą? A ja wolę 100 razy bardziej żeby słuchali takich rzeczy, które być może zaprowadzą ich do innych, starszych wykonawców, niż mieliby słuchać np. tylko hip hopu... 

Niby świeże a brzmi jak to czego słuchałem ponad 30 lat temu. I to nie jest wcale zarzut.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz