Polubiłem powieści Marcina Szczygielskiego, to że nie jest infantylny, że szanuje swoich czytelników, to że te historie czegoś uczą, mówią o ważnych sprawach.
Nie ukrywam jednak że Antosia w Bezkresie mnie trochę zaskoczyła. Nie szukajcie tutaj czegoś co jest jakimś elementem fantastycznym, jakiejś sensacyjnej przemiany, zwrotów akcji, niesamowitych przygód. Chociaż nie, to ostatnie jest, w pewnym sensie. Dlaczego tylko w pewnym sensie?
Bo to co w lekturze może wydawać się czytelnikowi przygodą, mniej lub bardziej dramatyczną, dla bohaterki często oznacza walkę o przetrwanie. Tytułowa Antosia to mała dziewczynka, która wraz z rodziną zostaje podczas II wojny światowej zesłana do Kazachstanu. Szczygielski opowiada więc o wydarzeniach, o których niby wielu Polaków pamięta, ale młodzi być może mają tej wiedzy mniej. Spojrzenie na to wszystko oczyma dziecka, które nagle traci cały znany swój świat, traci rodziców i musi sobie radzić zupełnie sama na obczyźnie, w rzeczywistości gdy jej narodowość jest jedynie powodem do zbierania kolejnych razów, może wybrzmieć dla młodych mocniej niż podręczniki, czy nawet publikowane świadectwa.
Oczywiście to wszystko jest fabularyzowane, okraszone nawet dawką humoru, bo dzieci mimo wszystko potrafią się dość szybko dostosować do każdych warunków. Dotąd wychowywana w cieplarnianych warunkach, mająca wszystko czego sobie tylko zażyczy, spędzająca czas na zabawie, teraz musi pracować i niejednokrotnie po prostu przymiera głodem. Kto by pomyślał kiedyś, że będzie ją cieszyło grzebanie się w krowich plackach lub gnoju. Teraz robi to z obrzydzeniem, ale i ze świadomością, że dzięki temu będą mieli czym napalić w piecu i nie zamarzną.
Antosia wyrwana przez Rosjan w środku nocy i załadowana do pociągu jadącego na wschód, niewiele zabrała ze sobą, a potem już nie zostało jej prawie nic. Na szczęście znalazła życzliwych ludzi, którzy się nią zaopiekowali i choć w trudnych warunkach, starali się żyć razem, z nadzieją oczekując, że przyjdzie jakaś zmiana. Echo wojny dochodzi do nich bardzo słabo, tu chodzi jedynie o to by przetrwać kolejny dzień, by nie dać się oszukać ani nie narazić władzom ludowym, które mogą odebrać im nawet te nędzne resztki jakie im dano. Każdy niby w komunizmie równy, ale w praktyce to po prostu wyzysk człowieka, który nie może nigdzie uciec.
Gdy bohaterka już powoli przyzwyczaja się do tego nowego życia, czeka ją kolejna rewolucja. I tu zaczyna się tom drugi, w którym po raz kolejny musi się wszystkiego uczyć od nowa, znowu za wszelką cenę próbując udowodnić swoją przydatność mimo bycia dzieckiem. Dołącza do kawalkady Kazachów, którzy wędrują cały sezon letni od jednej miejscowości do drugiej, handlując, spotykając się z innymi rodzinami, polując i zbierając środki na zimę. Tytułowe Zbójeckie nasienie pokazuje nam, że różne aktywności Antosi nie zawsze mogą przez wszystkich być odbierane jako legalne i godne pochwały. Cóż - takie czasy, że każdy musi dbać o siebie, a ona ma własny system wartości - jeżeli nawet ukradnie to na pewno nie od nikogo równie biednego jak ona. A ci co za władzy ludowej mają się świetnie może nie zbiednieją, jak coś tam im się trochę uszczknie.
Nie mogę odżałować, że tom drugi nie zamyka historii, bo teraz znowu trzeba czekać na ciąg dalszy, którego możemy się jedynie domyślać. Skoro władze zorientowały się, że mogą wykorzystać deportowanych jako żołnierzy na froncie, nawet kosztem uwolnienia kobiet i dzieci, to być może Antosia przejdzie tą piekielnie długą drogę na południowy zachód, by wraz z Armią Andersa trafić nad basen Morze Śródziemnego. Jej losy to jedynie wycinek tego czego doświadczali nasi rodacy wywożeni na wschód i traktowani jako obywatele drugiej kategorii, gdzie kazano im zapominać o języku, o ojczyźnie, o wierze, zmuszając do pracy w niegodnych warunkach.
Polubiłem Antosię, jej rezolutność, szczerość, dumę, to w jaki sposób chłonie wszystko, jak się uczy radzić w nowej rzeczywistości, wciąż zachowując wrażliwość i jakąś dziecięcą wiarę w sprawiedliwość, w dobro i zło.
Koszmar wojny, wywożenie z Kresów po wkroczeniu Sowietów naszych rodaków, bezmyślność i bezduszność systemu, który człowieka miał za nic, może i w tej książce nie są aż tak bardzo wyraziste, pełne brutalności jak w realiach, pamiętajmy jednak że to powieść dla dzieci i młodzieży. Dla tego odbiorcy jest bardzo żywo odmalowaną podrożą w tamte czasy, do tamtych miejsc. Bynajmniej nie oznacza to, że jest ckliwie i nie ma tu prawdy. Jest głód, choroby, bezduszność, mrozy, które zabijają i praca ponad siły. A mimo to w książce wciąż jest wiele ciepła, wdzięczności za okazywane dobro, ufności. Kolorowe ilustracje np. pokazujące motywy ludowe, dodatkowo nadają tej historii barw i zaciekawiają, to wszystko staje się bardziej żywe i fascynujące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz