poniedziałek, 17 czerwca 2024

Jedyna historia - Julian Barnes, czyli podobno pierwsza miłość ustawia całe życie

Długo odkładałem tą notkę, no zdecydowanie nie było mi z tą lekturą po drodze. Tyle dobrego słyszałem o autorze, a tu potężne rozczarowanie. 

W dużym uproszczeniu można by powiedzieć: odwrócona Lolita, choć tam literacko było dużo ciekawiej. Tu młody chłopak (ale uspokajam, już pełnoletni) związuje się z kobietą o trzy dekady starszą. Mamy oburzenie społeczności, ostracyzm, bo ona jest mężatką i to z dorosłymi córkami, mamy uczucie, które dla obojga coś w tym momencie znaczy. I mamy to co dla autora chyba najciekawsze: ciąg dalszy, który niestety jest mocno depresyjnym rozważaniem na temat tego jak bardzo oboje się unieszczęśliwili nawzajem i jak bardzo ich wyobrażenie o miłości rozjechało się z rzeczywistością. Dla młodego chłopaka, ten idealizm i późniejsze rozczarowanie byłby może i bardziej zrozumiały, ale dla niej pewnie był do przewidzenia finał tego związku.



Jest w tym dużo smutku, goryczy i "mądrości" na temat związków, które nadawałyby się raczej jako cytaty do książek Coelho, gdyby tak bardzo nie dołowały.
Ona wyzwoliła się z nieudanego małżeństwa, może przeżyła jeszcze raz coś pięknego, wyrwała się z nudy, ale od początku czujemy w niej jakąś nutkę fatalizmu. A on? Ile razy rozpamiętywał potem czy mógł inaczej, czy mniej by cierpiał i czy mniej byłby sam źródłem zadawania bólu. Nie oszukujmy się - nieuchronnie, choć początkowo oddał się relacji całkowicie i jakby skacząc na główkę, przyszedł czas wypłynięcia na powierzchnię, a wraz z tym jakaś bezradność i poczucie porażki. Czy trwać w tym? Czy koniec byłby mniejszym bólem dla obojga?

Oglądane po latach wspomnienia już niosą w sobie zapowiedź czegoś smutnego, destrukcyjnego. To jednak nie cierpienie i jakaś frustracja jest tu najtrudniejsza, co zapętlenie się w tych emocjach, wracanie do nich, jakby wciąż zadając sobie ból. Ach jakie pełne banału są te rozpamiętywania tych wszystkich wzlotów i upadków. Potem zostaje już tylko zagłuszanie bólu, choćby alkoholem lub lekami. I jeszcze większy ból tego kto na to patrzy. Wciąż pamiętając o tym co ich łączyło, może lepiej dla nich jak najszybciej od siebie odejść, by nie zadawać sobie tyle ran.

 
Niestety ani to interesujące od strony literackiej ani od psychologicznej, raczej materiał na dłuższe opowiadanie niż powieść, może stąd rozczarowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz