sobota, 23 marca 2024

Mszczuj - Katarzyna Berenika Miszczuk, czyli co tam że zimno, skoro trzeba wieś ratować

Wciąż nie znam całości cyklu słowiańskiego Katarzyny Bereniki Miszczuk, ale kolejne tomy, na które trafiam, czytam ze sporą przyjemnością. Połączenie charakternej bohaterki, która nie daje sobie w kaszę dmuchać, wierzeń słowiańskich, dawnych zwyczajów, ze światem który nie odbiega specjalnie od naszego (auta, unowocześnienia), tworzy całkiem fajną mieszankę, czasem zabawną, czasem trochę niepokojącą. W miastach być może inaczej się to odczuwa, ale na wsiach, wciąż jest nieraz ten niepokój po zmroku, że człowiek czuje jakby obecność czegoś niezwykłego. U Miszczuk wspólnota dba o to, by kapłan (starosłowiański oczywiście) i szeptucha, mieli się dobrze, by ich chronili przed złymi mocami i pomagali w razie potrzeby. I choć para jaką tworzą Jaga i Mszczuj raczej nie jest dowodem na to, że można zbić na tym majątek, to takie powołanie wybrali i swoich nie zostawią.


W najnowszej powieści w ich związku trochę zaczyna zgrzytać. Każde przecież ma jakieś swoje przyzwyczajenia i choć budują wspólny dom, na razie mieszkają w osobnych, a wszystkie próby narzucenia swojej wizji patrzenia na świat temu drugiemu, kończą się zgrzytaniem zębów. Nie od dziś wiadomo, że Mszczuj najchętniej trzymałby się jedynie obrzędów i rytuałów, niekoniecznie interesując się głębiej światem bogów, mocami dobra i zła, uważając że modlitwy wystarczą. Jaga odwrotnie - wszystko chce poznać, dotknąć, nie ma oporów by stanąć twarzą w twarz z tym co innych przeraża lub onieśmiela. Ba, jako kapłanka Swarożyca, nie raz odda się zapomnieniu w jego ramionach, czym doprowadza do szału zazdrości swojego męża. Czy ma wyrzuty sumienia? No może troszkę. Ale dzięki tym dziwnym relacjom, czuje też, że ma u boga ognia jakieś szczególne względy i może prosić go o pomoc w kłopotach. Skoro on oczekuje, że będzie realizować dla niego jakieś misje, to niech ją chroni, gdy sama właduje się w kłopoty.


A te nadeszły dla całych Bielin. W magiczny czas przesilenia zimowego na wieś spadła groza. Zniszczone gospodarstwa, pomordowane zwierzęta, dziwne rzeczy jakie dzieją się z ludźmi i czworonogami. Ewidentnie Weles opuścił zaświaty na dłużej, a bez jego kontroli, różne siły poczuły że mogą przekroczyć granicę na stronę ludzi. Choć tyłek marznie, trzeba wyjść spod pierzyny i próbować ratować wieś, zanim stanie się nieszczęście. Nie zdradzę Wam kto będzie rozbijał się saniami po wsi i w jakim celu, przyznaję jednak że Miszczuk potrafi nie tylko rozbawić, ale i przedstawić różne mity w dość zaskakujący sposób. 
Podobnie jak w poprzednich tomach, mamy zdeterminowaną do działania Jagę, która co i rusz ładuje się w kłopoty, bo inaczej nie potrafi, demony, upiory, bogów (ach ten Swarożyc bez portek), dreszcz niepokoju i sporo akcji. A w tle oczywiście różne dylematy samej bohaterki, zarówno sercowe, jak i życiowe. Ona nie potrafi spokojnie, a jej cięty język wciąż naraża na problemy. I niby serce ma dobre i nikomu źle nie życzy, ale jak ktoś jej zalezie za skórę...


W tytule Mszczuj, bo też towarzyszy on w tym tomie Jadze dość wyraźnie, czasem raczej z przymusu, ale jednak mimo sugerowania rozwodu, nie potrafi o niej przestać myśleć i walczyć o nią, gdy jej życie jest zagrożone. Cykl się rozbudowuje, za każdym razem dostarczając dużej dawki przygód, trochę humoru, pikanterii i słowiańskiej mitologii, podawanej we współczesnym sosie.
Lepiej czytać w kolejności, wtedy zabawa jest jest jeszcze lepsza!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz