To chyba najlepsza data, by napisać o cyklu Tomasza Kołodziejczaka. Co prawda na półkach obok książek historycznych, które mogłyby posłużyć jako kanwa do patriotycznych rozważań o roli wojska, stoi jeszcze kilka powieści beletrystycznych, które lubię, ale o Ciszewskim już pisałem nie raz, a inne zostawię sobie na potem. Kołodziejczak chyba najbardziej intensywnie zabawił się w połączenie akcentów militarnych, patriotycznych i fantastyki. Zresztą popatrzcie choćby na te okładki...
Wszystko zaczęło się od opowiadań, które na tyle zainteresowały czytelników, że opowieści o tym Uniwersum musiały być rozbudowane. Jak dotąd ukazały się 3 książki, a „Czarny horyzont” otwiera cykl, wprowadzając nas w ten świat. Kołodziejczak stworzył postapokaliptyczną wizję przyszłości, jednak znacząco różniącą się od innych: to nie ludzie, ani przybysze z innej planety zniszczyli ziemię. Otwarcie się bram pomiędzy światami pozwoliło na to, by wtargnęły tu siły kompletnie dla nas niezrozumiałe, czyste zło, które syci się przemocą, bólem i cierpieniem. Wiele krajów zostało kompletnie zniszczonych, nawet do końca nie wiemy co dzieje się na terenach okupowanych przez barlogów i jegrów, czyli przez moce zła. Ale ludzkość się broni i nie jest w tej walce sama.
Akcja dzieje się w Rzeczpospolitej, najczęściej na terenach pogranicza, gdzie najbardziej intensywnie odczuwa się zmaganie z wrogiem. Nasz kraj jest jednym z ostatnich bastionów cywilizacji w Europie i to u nas schronienie znaleźli wszyscy uciekinierzy z krajów podbitych. Nasze służby jednak wciąż starają się ich monitorować, bo nie wiadomo, czy nie są ukrytymi agentami, którzy w wybranym momencie mogą stanowić punkt zapalny do jakiegoś zamachu (czy Wam to czegoś nie przypomina?).
"Czarny horyzont: jest powieścią, która wprowadza nas w ten świat, poznajemy głównych bohaterów, a w "Czerwonej mgle" autor funduje nam cztery opowiadania, które rozszerzają trochę naszą wizję wydarzeń i znajomość tła (np. opozycję wewnątrz kraju). A jest ono co najmniej interesujące.
Dostajemy jedynie garść informacji o tym co wydarzyło się w trakcie Zaćmienia, dla wszystkich bohaterów dawne „normalne” czasy, to już coś w rodzaju legendy – tyle przeżyli od tamtych wydarzeń, że niewielu myśli o tym jak było. Prawie cała Europa Zachodnia nie istnieje, zajęły ją siły ciemności, czyli złowrogie istoty z innej rzeczywistości, wobec których ludzkość okazała się zupełnie bezbronna. Prze kompletną klęską środkowo-wschodnie rubieże naszego kontynentu uratowały... elfy. One również walczą z najeźdźcą i przybyły, by tu, razem z ludźmi stawić im czoła. Z czasem sojusz okrzepł i obie strony przyzwyczajają się do siebie, ucząc się i czerpiąc wzajemnie. Oni od nas biorą wiarę, tradycję, szacunek dla historii, a my ich największą broń: magię.
Największym zaskoczeniem w tym świecie jest (oprócz elfa na tronie Polski i ścisłego sojuszu władzy i Kościoła) to połączenie: elementów militarnych, które znamy świetnie z zupełnie innej literatury, wzmacnianych poprzez wszelkiego rodzaju czary ochronne, dodatkowe moce, fantomowe stwory, które w walce są równie ważne jak pancerz i kule. Obie strony wojny posługują się magią, wpływem na psychikę, dlatego tu bardzo często nasze, tradycyjne podejście do walki jest po prostu irracjonalne. Aby chronić cywilów w miastach stosuje się zarówno feng-shui, jak i specjalnie wyliczoną kolejność uruchamiania dzwonów kościelnych. Kołodziejczak od razu wrzuca nas w nurt wydarzeń, nie przejmuje się tym, żeby coś wytłumaczyć, zadbać o jakieś wprowadzenie, ale też dzięki temu właśnie, ten tekst chłonie się z taką ciekawością. Nawet jeżeli przebieg potyczek i bitew jakoś się nam oswoi, to wciąż znajdziemy smaczki, które nas zaskoczą (choćby to jak ważne w walce z czarną magią jest czerpanie z mocy jaka tkwi w grobach zmarłych patriotów, żołnierzy, ludzi, którzy przeżyli dobrze swoje życie). Mamy więc w walce runy i modlitwy, karabin i amulet, a wróg przypomina raczej stwory z naszych koszmarów, niż coś realnego.
Głównym bohaterem cyklu jest Kajetan Kłobudzki, zwany geografem - tajny wysłannik hetmana wielkiego koronnego, będący trochę zwiadowcą, trochę wolnym strzelcem, bo napędzają go nie tyle same rozkazy, co prywatna chęć zemsty. Zwykle działa w pojedynkę, niczym zwiadowca, który na terenie wroga zbiera informacje, śledzi ruchy wroga, dostarcza materiał, który pozwala lepiej zrozumieć moce barlogów i przeciwdziałać ich planom wobec ludzi.
Spora dawka przemocy, mrocznych obrazów (orki Tolkiena przy stworach opisanych przez Kołodziejczaka to przedszkolaki), sprawiają, że to lektura, która pewnie nie każdemu się spodoba. I mimo, że nabijałem się, iż to związane z nastrojami dzisiejszego dnia, książka wcale nie jest hurraoptymistyczna. Ale gwarantuję, że warto spróbować, bo równie oryginalnego opisu uniwersum już dawno w naszej fantastyce nie było. No bo w końcu gdzie indziej znajdziecie bojowe bociany produkowane w radomskiej fabryce? Tym razem nie robiłem oddzielnych recenzji, bo jednak warto sięgać od razu po większą dawkę tego uniwersum. Ja już zaczynam polowanie na kolejny tom.
Wszystko zaczęło się od opowiadań, które na tyle zainteresowały czytelników, że opowieści o tym Uniwersum musiały być rozbudowane. Jak dotąd ukazały się 3 książki, a „Czarny horyzont” otwiera cykl, wprowadzając nas w ten świat. Kołodziejczak stworzył postapokaliptyczną wizję przyszłości, jednak znacząco różniącą się od innych: to nie ludzie, ani przybysze z innej planety zniszczyli ziemię. Otwarcie się bram pomiędzy światami pozwoliło na to, by wtargnęły tu siły kompletnie dla nas niezrozumiałe, czyste zło, które syci się przemocą, bólem i cierpieniem. Wiele krajów zostało kompletnie zniszczonych, nawet do końca nie wiemy co dzieje się na terenach okupowanych przez barlogów i jegrów, czyli przez moce zła. Ale ludzkość się broni i nie jest w tej walce sama.
Akcja dzieje się w Rzeczpospolitej, najczęściej na terenach pogranicza, gdzie najbardziej intensywnie odczuwa się zmaganie z wrogiem. Nasz kraj jest jednym z ostatnich bastionów cywilizacji w Europie i to u nas schronienie znaleźli wszyscy uciekinierzy z krajów podbitych. Nasze służby jednak wciąż starają się ich monitorować, bo nie wiadomo, czy nie są ukrytymi agentami, którzy w wybranym momencie mogą stanowić punkt zapalny do jakiegoś zamachu (czy Wam to czegoś nie przypomina?).
"Czarny horyzont: jest powieścią, która wprowadza nas w ten świat, poznajemy głównych bohaterów, a w "Czerwonej mgle" autor funduje nam cztery opowiadania, które rozszerzają trochę naszą wizję wydarzeń i znajomość tła (np. opozycję wewnątrz kraju). A jest ono co najmniej interesujące.
Dostajemy jedynie garść informacji o tym co wydarzyło się w trakcie Zaćmienia, dla wszystkich bohaterów dawne „normalne” czasy, to już coś w rodzaju legendy – tyle przeżyli od tamtych wydarzeń, że niewielu myśli o tym jak było. Prawie cała Europa Zachodnia nie istnieje, zajęły ją siły ciemności, czyli złowrogie istoty z innej rzeczywistości, wobec których ludzkość okazała się zupełnie bezbronna. Prze kompletną klęską środkowo-wschodnie rubieże naszego kontynentu uratowały... elfy. One również walczą z najeźdźcą i przybyły, by tu, razem z ludźmi stawić im czoła. Z czasem sojusz okrzepł i obie strony przyzwyczajają się do siebie, ucząc się i czerpiąc wzajemnie. Oni od nas biorą wiarę, tradycję, szacunek dla historii, a my ich największą broń: magię.
Największym zaskoczeniem w tym świecie jest (oprócz elfa na tronie Polski i ścisłego sojuszu władzy i Kościoła) to połączenie: elementów militarnych, które znamy świetnie z zupełnie innej literatury, wzmacnianych poprzez wszelkiego rodzaju czary ochronne, dodatkowe moce, fantomowe stwory, które w walce są równie ważne jak pancerz i kule. Obie strony wojny posługują się magią, wpływem na psychikę, dlatego tu bardzo często nasze, tradycyjne podejście do walki jest po prostu irracjonalne. Aby chronić cywilów w miastach stosuje się zarówno feng-shui, jak i specjalnie wyliczoną kolejność uruchamiania dzwonów kościelnych. Kołodziejczak od razu wrzuca nas w nurt wydarzeń, nie przejmuje się tym, żeby coś wytłumaczyć, zadbać o jakieś wprowadzenie, ale też dzięki temu właśnie, ten tekst chłonie się z taką ciekawością. Nawet jeżeli przebieg potyczek i bitew jakoś się nam oswoi, to wciąż znajdziemy smaczki, które nas zaskoczą (choćby to jak ważne w walce z czarną magią jest czerpanie z mocy jaka tkwi w grobach zmarłych patriotów, żołnierzy, ludzi, którzy przeżyli dobrze swoje życie). Mamy więc w walce runy i modlitwy, karabin i amulet, a wróg przypomina raczej stwory z naszych koszmarów, niż coś realnego.
Głównym bohaterem cyklu jest Kajetan Kłobudzki, zwany geografem - tajny wysłannik hetmana wielkiego koronnego, będący trochę zwiadowcą, trochę wolnym strzelcem, bo napędzają go nie tyle same rozkazy, co prywatna chęć zemsty. Zwykle działa w pojedynkę, niczym zwiadowca, który na terenie wroga zbiera informacje, śledzi ruchy wroga, dostarcza materiał, który pozwala lepiej zrozumieć moce barlogów i przeciwdziałać ich planom wobec ludzi.
Spora dawka przemocy, mrocznych obrazów (orki Tolkiena przy stworach opisanych przez Kołodziejczaka to przedszkolaki), sprawiają, że to lektura, która pewnie nie każdemu się spodoba. I mimo, że nabijałem się, iż to związane z nastrojami dzisiejszego dnia, książka wcale nie jest hurraoptymistyczna. Ale gwarantuję, że warto spróbować, bo równie oryginalnego opisu uniwersum już dawno w naszej fantastyce nie było. No bo w końcu gdzie indziej znajdziecie bojowe bociany produkowane w radomskiej fabryce? Tym razem nie robiłem oddzielnych recenzji, bo jednak warto sięgać od razu po większą dawkę tego uniwersum. Ja już zaczynam polowanie na kolejny tom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz