poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Bodo, czyli życie ciekawsze niż scenariusz. I Poszukiwania okładki dla Pana Przypadka

Jakoś nie mam serca do naszych krajowych produkcji kostiumowych, szczególnie seriali. Kiedyś nasi  spece od scenografii i kostiumów, słynęli z precyzji, z zachwycających detali. A teraz często ma się wrażenie, że oglądasz jakiejś niedoróbki, kompletnie bez klimatu - taki teatr telewizji, w którym trzeba pokazywać jak najmniejszy plan, bo nie daj Boże wstyd będzie. I z tego względu przed tym serialem miałem tyle samo nadziei i obaw.
Biografia Eugeniusza Bodo rzeczywiście nadaje się na ciekawy scenariusz, nie tylko ze względu na karierę "od zera do milionera", ale również na dość bogate życie towarzyskie i dobrą rękę do różnych produkcji. Jego postać to przecież nie tylko życie sceniczne dwudziestolecia międzywojennego, ale i największe przeboje kinowe tamtego czasu. Czemu więc ten rozciągnięty na kilkugodzinną opowieść serial trochę się wlecze i jakoś mało wciąga?



Powiem tak - trochę winy w tym obsady. O ile Antoni Królikowski ma jeszcze w sobie trochę życia i charyzmy, to niestety grający "starszego" Bodo Tomasz Schuchardt jest sztywny i nie czuć w nim tej iskry. Lepiej wypada w scenach kryzysów, zadumy, ale gdy ma opowiadać dowcipy lub występować, czułem się tak jakbym patrzył na Familiadę. Już ciekawiej było na drugim planie (Kotschedoff jako Dymsza, Gąsiorowska jako Pogorzelska), choć i tu zdarzyło się kilka gaf (Kazadi).
Chyba trochę zabrakło budżetu, by więcej pokazać miasta, atmosfery tamtych lat, a nie tylko samych wnętrz, bo każdy odcinek rozgrywał się według podobnego schematu, kulisy, mieszkanie, kulisy i wreszcie standing ovation na finał. Na pewno należą się brawa za przypominanie tamtych piosenek (np. Warsa), bo mają one w sobie dużo uroku i to kawałek naszej historii. Sceniczne fragmenty są dobre, ale filmowane zbyt statycznie, dlatego muzyka czasem bardziej przekonuje niż obraz.
Dobrze, że to serial, a nie krótki film, bo wyszło by chyba jeszcze słabiej? Ale chyba jakoś nie mam ochoty do niego wracać. To już "Anna German" miała w sobie więcej dramatyzmu i urozmaicenia.  


*******

Na książki p. Jacka Getnera z Panem Przypadkiem w roli głównej załapałem się dość późno, bo chyba już po ukazaniu się tomu trzeciego, ale odtąd z ciekawością wyglądam każdego kolejnego fragmentu :) I oto zbliża się premiera "Pana Przypadka i Mediaktorów"! Juppi! A przy okazji oddaję swój głos na okładkę i Was namawiam do tego samego. W końcu nie zawsze mamy wpływ na takie rzeczy :)
Wszystkie szczegóły znajdziecie tu
A ja tylko szybko oddaję swoje punkty na poszczególne projekty
1
2 punkty 2
3
4 punkty 3 - okładka powyżej
5 punkt 1
A Jeżeli jeszcze się nie zetknęliście z tym detektywem-amatorem, to namawiam Was gorąco do lektury. Notki na temat czterech tomików wcześniejszych znajdziecie np. tu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz