niedziela, 7 sierpnia 2016

Nadejdą lepsze czasy, czyli nie przestawaj marzyć



Wczoraj kajaki, zamek i wieczór planszówek, więc i czasu nie było na notki. To dziś za to aż dwie. I wciąż przestawiam sobie nie tylko książki na stosie, ale i kolejność tego o czym bym chciał pisać. Na razie wśród filmów na czele: Mada Max i Woody Allen. Do środy pewnie pojawią się obie. 
A dziś dokument. Niby wcale nie jakiś nadzwyczajny jeżeli chodzi o temat, zdjęcia itp. Ale wyjątkowy ze względu na więź jaka ewidentnie zrodziła się między twórczynią, a bohaterką. To się czuje i dlatego też zupełnie inaczej się ogląda tą historię. Dodajmy jeszcze: dziejącą się przez blisko 15 lat. Bez wielkich funduszy, ekipy, itp. Kamera i człowiek, który opowiada o swoim życiu. Towarzyszymy mu prawie we wszystkim, bez jakiegoś udawania. Reżyserka staje się jakby zaprzyjaźnioną osobą, częścią tego środowiska.

Pamiętacie film "Dzieci z Leningradzkiego" o bezdomnych? To też dzieło Hanny Polak. Chyba po prostu nie może przejść obojętnie wobec takich sytuacji, gdy dziecko znajduje się w położeniu jakiego nie zazdrościmy żadnemu dorosłemu. Tam często to wynik jakiegoś splotu okoliczności, choroby alkoholowej, utraty mieszkania, pracy, jakichś konfliktów. Ale dzieci? One trafiają na ulicę albo tak jak tu: na wysypisko śmieci, kompletnie nie mając na to wpływu, a nikt nie interesuje się poprawą ich losu. Mogą marzyć o poprawie losu, o innym życiu, ale wyrwać się z tego jest bardzo trudno. Dużo częściej powiela się błędy rodziców i tych, którzy ich otaczają, którzy już zrezygnowali z walki o siebie, którzy jedynie wegetują, myśląc jedynie o przetrwaniu następnego dnia, najlepiej z odrobiną alkoholu, żeby się "znieczulić".
Bohaterką filmu jest Julia, która zamieszkuje wraz z matką podmoskiewską Swałkę, największe wysypisko śmieci w Europie. Tu mieszkają i pracują, wyszukując to co mogą sprzedać. I nikt nie przejmuje się tym, w jakich warunkach żyją. Policja czasem wpadnie, ale jedynie po to by zniszczyć ich sklecone z tektury chatki, nie przejmując się tym gdzie mają iść. Więc po prostu je odbudowują.
Gdy poznajemy Julię ma chyba 10 lat, jest jeszcze dzieckiem i towarzyszymy jej z kamerą z niewielkimi przerwami przez lat kilkanaście. 
To film nie tylko o problemie społecznym, jakiego nie chcemy często dostrzegać, ale również o sile przetrwania z marzeniami w sercu, mimo okoliczności, które wcale temu nie sprzyjają. Przecież wielu tych, których widzimy na ekranie, praktycznie umierają na naszych oczach. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz